sobota, 28 maja 2016

Przyjaciel, czy wróg? cz. 2 (Kot z Cheshire)

    - Hahahah… Hahahaha!!!
    Splunął krwią na ziemię.
    „Przebił się! Ktoś w tym cholernym świecie jest w stanie przebić się przez moją osłonę!”
    Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Obnażył zęby w drapieżnym uśmiechu.
    -Pierdolę…
    Jego przeciwnik zbliżał się powoli. Oczy błyszczały mu gniewną, krwawą czerwienią.
    - Spróbuj ją tylko tknąć… - wysyczał przez zęby.
    Kot nie odpowiedział. Przeciągnął się tylko i wyprężył ciało jak strzałę, gotowy na przyjęcie ataku.      
Psychopatyczny półuśmiech nie schodził mu z twarzy.
    Przeciwnik zaatakował w mgnieniu oka. Poruszał się niesamowicie szybko. Drzewa łamały się, gdy przebiegał obok nich, a ziemia zapadała głęboko, gdy na nią nastąpił. Ten destrukcyjny bieg emanował mocą i długo pielęgnowaną potęgą. Żadna żywa istota nie byłaby w stanie…
    - Za wolno.
    Nagłe uderzenie zmiotło las z powierzchni ziemi w ciągu sekundy. Jego siła była tak duża, że w powietrzu nie pozostał nawet ślad kurzu. Naga, świeża ziemia sięgała aż po horyzont… Dwie wielkie magie zderzyły się w tym miejscu nie pozostawiając po sobie nic prócz nienaturalnie płaskiej połaci gruzu. Na środku tego pobojowiska stał z wyciągniętą ręką Kot. Kilka metrów przed nim w powietrzu wisiał jego przeciwnik, desperacko próbujący uwolnić się nałożonego na niego czaru. Za nim leżała pozbawiona przytomności dziewczyna.
- Jak… - wycharczał uwięziony.
    Kot zacisnął pięść, a jego przeciwnik krzyknął z bólu, po czym siarczyście zakaszlał. Jego kaszlowi towarzyszył strumień kwi.
    Drugi podszedł bliżej i uśmiechnął się pogodnie, jak dziecko na widok ulubionej zabawki. Rozejrzał się dookoła.
    - Haha! Niezły jesteś! Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem okazję rozpieprzyć z kimś las. - obrócił głowę w jego stronę. - Aż mam ochotę cię zabić.
    - Jak… ty to.. - jego oczy płonęły ognistą czerwienią. - Nie powinieneś mieć takiej mocy…
    - Już ty dobrze wiesz. - przerwał mu Drugi i przyjrzał się uważniej kocim uszom sterczącym z burzy czarnych włosów swojego przeciwnika. - Wiesz najlepiej, prawda? Tak mi się wydawało, ze jesteś taki sam jak ja. Ale nie sądziłem masz aż tyle mocy. Co, Pierwszy?
    Uwięziony nie odzywał się przez chwilę.
    Do tej pory przebywał ciągle w zwierzęcej postaci. Ale gdy jego pani groziło niebezpieczeństwo, pozory traciły jakiekolwiek znaczenie.
    - Co chcesz zrobić z Riuuk? - zapytał w końcu.
    - Hm? Mam ją gdzieś. Mogliście sobie robić co wam się żywnie podoba, dopóki nie weszliście mi w drogę.
    - Więc dlaczego ją zaatakowałeś, gnojku?
    - Jesteś facetem - powiedział Kot z grymasem. - Widziałeś, gdzie mi przyłożyła?!
    Odpowiedziało mu jęknięcie zrozumienia.
    Nagle kot opuścił czar.
    Jego przeciwnik opadł głucho na ziemie i desperacko zaczerpnął powietrza.
    - Co jest! Co ty… - poderwał się z trudem, gotowy do ataku.
    W tym momencie w powietrzu rozległ się donośny ryk. Smok się zbliżał.
    Kot odwrócił się i postąpił kilka kroków do przodu.
    - Nie mam na ciebie czasu.
       Zabrzmiało to śmiertelnie poważnie. Nawet on nie mógł pozwolić sobie na lekceważenie smoka.
    Wyciągnął przed siebie ręce, żeby rozprostować kości. Potem zamknął oczy i zaczął szeptać słowa zaklęcia. Magia zaczęła koncentrować się wokół niego, więcej i więcej. Półprzeźroczyste, błękitne fale najczystszej mocy pływały w powietrzu, otaczały go i przenikały. Pojedyncze drobinki piasku zaczęły unosić się i tańczyć dookoła, a siła była tak ogromna, że zaczęła odpychać wszystko, co znalazło się w jej granicach.
    Otworzył oczy. Różnokolorowe tęczówki błyszczały drapieżnie, a odbijała się w nich cała Magia tego świata, która przybyła na wezwanie swojego ulubieńca.
    Na horyzoncie pojawił się smok. Był ogromny, a jego łuski błyszczały w porannym słońcu. Były zbudowanie jakby z bursztynu i złota. Zbliżał się do nich z niesamowitą prędkością. Wystarczyło pojedyncze uderzenie ogromnych skrzydeł, by w nagiej ziemi powstały ogromne, wydrążone jedynie podmuchem wiatru, doły. Bestia ryknęła donośnie. Wraz z tym rykiem ziemia zdawała się wybuchnąć. Pierwszy poderwał się, by osłonić nieprzytomną Riuuk. Drugi nie poruszył się. Nawet nie mrugnął. Pozwolił, by uderzenie odbiło się od krążącej wokół niego magii.
    Smok podleciał do niego w ciągu sekundy. Bliżej. Był coraz bliżej.
    Po chwili był tak blisko, że wystarczyłoby zaledwie kłapnięcie ogromnych zębisk, by pożreć Kota. Ten był w końcu mniejszy od jednego zęba tej bestii.
    Ale Drugi patrzył tylko na przeciwnika spode łba i powoli wyciągnął rękę.
    Dotknął go jednym palce.
    I nagle coś buchnęło. Hukowi towarzyszył przeraźliwy ryk. Smok dosłownie wybuchł. Ziemię oblały strumienie świeżej, gorącej krwi. Pojedyncze kawałki martwego ciała rozleciały się na wszystkie strony. Pierwszy objął ramionami Riuuk, by osłonić ją przed wodospadem wnętrzności.
    Drugi opadł na ziemię, zasapany i wyczerpany.
    Położył się i pozwolił sobie na serie głębokich wdechów. Był cały we krwi. Przetarł oczy. W ten jeden gest, jakim było muśniecie smoka, wpompował całą magię jaką udało mu się zgromadzić. W Krainie Czarów nigdy nie miał takich problemów. A smoki były tam przecież dużo silniejsze niż tutaj. To tylko dowodziło jak ubogi w magię jest ten świat.
    Usiadł powoli i rozejrzał w około. Istne pobojowisko. Straszne… Dobra, nieprawda. Był z siebie dumny. Nareszcie czuł się sobą. Byłby gotowy zaśmiać się teraz w niebo głosy, po swojemu. Ale musiał zrobić coś jeszcze.
    Pierwszy przyglądał mu się z daleka, ale po chwili odwrócił wzrok i skupił się na Riuuk. Chciał ją jak najszybciej ocucić.
    Kot podniósł się z trudem i chwiejnie stanął na nogach. Przyjrzał się swoim dłoniom. Drżały. Przeklął w  myślach, po czym ponownie zamknął oczy. Musi spróbować. Nie chce czekać ani chwili dłużej.
    Zaczął ponownie wzywać magię. Przybyła szybko. Drapieżna i nieposkromiona. Gromadzenie jej było  bolesne. Czuł jak wbija się w niego i pali jego ciało. Ale potrzebował więcej. Wiąż więcej. Z trudem recytował słowa zaklęcia. Pękała mu głowa, a po chwili poczuł, że z nosa zaczyna cieknąć mu krew. Schylił się i dotknął rękami ziemi. Otworzył oczy, ale jego wzrok był tak zaćmiony, że wciąż nic nie widział.
    Portal. Musi otworzyć portal.
    Ziemia popękała i utworzyła się w niej wielka wyrwa. Emanowała magią, a Kot wciąż wbijał w nią coraz  więcej.
    Pierwszy przyglądał mu się uważnie, obejmując wracającą do siebie Riuuk. Zrozumiał, że mają do czynienia z naprawdę potężnym magiem. Rzadko widywało się ludzi otwierających portale na własną rękę. Kosztowało to zbyt wiele mocy.
    - Co jest…? Gdzie ja… - wyszeptała ciężko Riuuk.
    Jednak widok, który ją przywitał, szybko postawił ją na nogi. Wyprostowała się momentalnie, a Pierwszy przytrzymał ją opiekuńczym ramieniem.
    - Jakim cudem? - powiedziała wbijając spojrzenie w ogromny portal. - To niemożliwe. Nie da się otworzyć takiego ogromnego… Przecież… Nim można by wszędzie…
    - Nie wszędzie – przerwał jej przyjaciel. Jego ton i spojrzenie mówiły, że zrozumiał już, co chce osiągnąć Kot.
    Ten natomiast desperacko gromadził coraz więcej Magii. Czuł, że zaraz padnie. Ale nie mógł odpuścić. Przecież, przecież… On musi wrócić do domu!
W jednym momencie cała magia zniknęła. Tabuny kurzu wzbiły się w powietrze i zerwał się straszliwy wiatr.  Zabrakło… Zabrakło mu magii… W ziemi pozostała jedynie ogromna przepaść.
     Kot osunął się na kolana i zwrócił krwią. Nie widział absolutnie nic. Był tak słaby, że ledwie kontrolował własne ruchy. Czuł, jakby jego płuca wybuchły, a serce ledwie pracowało. Ogarnął go przeraźliwy chłód, chociaż wewnątrz zdawał się płonąć żywym ogniem. Był pewien, że magia połamała mu żebra i kości w rękach. Krew leciała z ust, nosa, a nawet oczu.
Nie udało się. Nie… Nie wróci… I…
Uderzył pięścią w ziemię.
- Kurwa!!!

<Riuuk?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz