czwartek, 12 maja 2016

Przyjaciel, czy wróg? cz.1 (Riuuk)

Chłodny, przyjemny powiew górskiego wiatru poruszył leniwie pasma jej długich, ciemnych włosów. Pożółkły papier szeleścił w palcach jej dłoni, a oczy spoglądały w dal, jakby próbowały dostrzec coś w odległej dolinie zwężającej się ku najwyższym szczytom ojczystych i tak dobrze znanych gór. Jako dziecko zawsze przychodziła tu by marzyć o dalekich podróżach za bezpieczną osłonę gór. Teraz siedziała odpoczywając od wiecznego zgiełku Akademii i gwaru wszechobecnych tłumów. Już zapomniała jakie przyjemnie i chłodne było górskie powietrze. Przeczytała jeszcze raz starannie nakreślone słowa ostatniego zdania długiego listu :
- ,, Ogromny czarny smok zabił Jaffę Ostatnie Słowo, który bohaterskim gestem poświęcenia obronił wioskę Jin ginąc śmiercią godną najlepszego wojownika. Na zawsze pozostanie w naszych sercach. Niech ziemia lekką mu będzie..." Czarny smok... tak?
- Tysiące myśli biegło istny maraton pod czaszką. Skronie zaczęły boleśnie pulsować. Wszelkie obrazy i przypadkowe skojarzenia zaćmiły umysł jednak instynkt pozostał. Nie potrafiła się na niczym konkretnym, więc stwierdziła, że czas na jakiekolwiek działanie. Ścisnęła kartkę mocno zaciskając dłoń. Kostki pobladły. Wstała gwałtownie i skoczyła bezceremonialnie z dachu z najwyższej kondygnacji całego budynku lądując twardo i przeturlując się po twardej skale by wytracić zbędny impet i nie połamać sobie nóg. Plecak nieco zamortyzował upadek chociaż był niewielki, w końcu wyruszyła na zwiad, a nie na wojnę... Zapięła wszystkie troki i sprawdziła ekwipunek po czym pobiegła przed siebie omijając główne trakty i większe ścieżki ginąc w mroku. Biegła ku dolinie. Na samym końcu znajdowała się jaskinia prowadząca do gniazd smoków. Poprzedniego dnia dokładnie wypytała ludzi, którzy przeżyli ataki tego okropnego stworzenia więc dokładnie wiedziała dokąd się udać. Biegła po wąskiej ścieżce nie wydając praktycznie żadnych dźwięków oprócz cichego tarcia podeszw butów o wystające korzenie gęstego lasku. Nagle mała czarna postać wyłoniła się na samym środki wąskiej ścieżki.
- Droga Riuuk... - westchnął przeciągle wyciągając się w świetle księżyca - nie ładnie jest tak wymykać się po nocach i zostawiać gości samych sobie,.. Pójdę z tobą. To zbyt niebezpiecznie abyś szła sama nawet jeśli Zeref ci pomoże.
- Ale... - upór i tak był daremny zwłaszcza, kiedy szarość jego oczu sugerowała tą przygnębiającą i nie znoszącą sprzeciwu  powagę słów i głosu płynących z jego małego, kociego pyszczka. Nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać. Paradoks tej sytuacji przerastał wszelkie oczekiwania i normy...
- A co z Drugim..
- Nie martw się o niego. Wyczuwam jego obecność w pobliżu... Odwrócił się gwałtownie i pobiegł w kierunku końca doliny by nagle rozpłynąć się w powietrzu. Rozglądała się wokół niespokojnie szukając jakichkolwiek oznak obecności... Nagle w oczy rzuciły jej się dwa fioletowe kosmyki włosów wystające zza jednej z wielu gałęzi ogromnego drzewa. Spojrzała krzywiąc brwi. Dlaczego wcześniej nic nie dostrzegła? Może to jakiś urok... Zniknęła błyskawicznie za wysokimi krzakami by następnie wspiąć się na jedno z drzew. Bezszelestnie podążała ku celowi zachodząc go od tyłu. Chciałam nauczyć go, że nie powinien tego robić unieruchamiając go z zaskoczenia. W ostatniej chwili rzuciła się na niego lecz fioletowe włosy zadrgały kiedy błyskawicznie obrócił się ku niej. Wpadła na niego powalając na gruby konar drzewa. Nie dał po sobie poznać chodź cienia zaskoczenia. Pozbierał się nadspodziewanie szybko.
- Wariatka! - Krzyknął powalając ją obok. Mimo swej nikłej postury był nadzwyczaj silny. Obrócił się w przygniótł ją  do drzewa. Ona jednak nie dała się tak łatwo zataczając gwałtownie nogami duże półkole w wstając odepchnęła go. Chwycił szybko długie włosy i szarpnął. Ob kręciła się zawijając je wokół jego ręki i szyi niczym dziwny rodzaj garoty. Stracił równowagę i spadli z głośnym hukiem na twardą ziemię. Drugi próbował wydostać się z plątaniny włosów, rąk i nóg jednak...
- Nic z tego. Nie uciekniesz. - Pewność siebie podskoczyła kiedy próbował wstać po raz setny. Wtedy obrócił się w śmiercionośnym uścisku i popatrzył jej głęboko w oczy. Czuła magię wdzierającą się w jej silną jaźń. Próbował rzucić na nią jakiś urok! Ich twarze były niepokojąco blisko siebie. Czuła jego oddech na swoich ustach i nosie. Gorący i wręcz parzący nagą skórę paraliżował.
Rozległ się cichy odgłos rozbijanego szkła po czym całą okolicę wypełnił obrzydliwy, żółty dym powodujący łzawienie oczu. Riuuk już nie raz uratował skórę. Rozproszył Kota przerywając zaklęcie. Ostatnie tego dnia jakie zdoła rzucić kiedy... Wpadł na nią rozpędzony i przygwoździł do ziemi. Do oczu napływały mu łzy. Fiolka z płynem anty magicznym rozbiła się o jedną w dalszych skał.
- O nie... - nagły atak kaszlu przerwał mu w pół zdania - tak to się nie będziemy bawić moja droga... - kaszel wzmógł na sile. Wykorzystała okazję i kopnęła go w czuły punkt by zrzucić go i pobiec przed siebie. Nagle stanęła nieruchomo i zaczęła się unosić. Złote pętle unieruchamiały jej ciało. Drugi wstał trzymając jedna rękę na obolałych genitaliach a drugą pstryknął palcami. Wrzasnęła kiedy nagły przepływ prądu poraził jej ciało. Popadła w konwulsje od mocy ładunku. Czuła, że traci przytomność  kiedy kolejna fala przeszła przez jej bezbronne ciało. Nigdy nie miała do czynienia z tak potężną magią. Przed zanurzeniem się w upragniony i wolny od bólu mrok zdążyła dostrzec czarną postać Kota o czerwonych oczach. Pod jego stopami pojawił się krąg magiczny. Ostatnią rzeczą jaką zdążyła dostrzec była smukła sylwetka kobiety, która pojawiła się na miejscu Kota w towarzystwie ogromnej ilości nieznanych jej symboli i run otaczających ją w postaci ogromnych złotych i niebieskich pierścieni rozświetlających mrok.  Nagła ciemność przysłoniła widok pochłaniając ją w swe niezbadane odmęty...

(O fak :v )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz