czwartek, 22 września 2016

Niemagiczni cz.11 (Killian)

    Wyszli z budynku na zapyziałą, wilgotną uliczkę. Niegdyś zdobne, marmurowe kamienice były teraz obdarte i sprawiały wrażenie, jakby miały się zaraz zawalić. Spękany tynk odpadał ze ścian odsłaniając stare, czerwone cegły. Słońce wstało dopiero chwilę temu, jednak tutaj nie miało to znaczenia, Jego promienie muskały zaledwie wyższe partie budynków w tej części miasta. Panujący półmrok pogłębiał atmosferę niepokoju.
    Killian prowadził ich kamienną drogą w dalszy labirynt. Z uwagi na wczesną porę w kątach i pod ścianami leżeli trzęsący się z zimna ludzie. Owinięci tylko w łachmany próbowali ogrzać ciała w chłodny, jesienny poranek. Wszyscy jednak konsekwentnie ściskali w zsiniałych dłoniach puste butelki. Szczury przemykały pod ich stopami, szukając czegoś do jedzenia, i piskały nieznośnie. Nie mogły tu znaleźć nawet okruszka chleba.
    Riuuk potarła się po okrytych tylko koszulą ramionach. Killian kazał jej zostawić czarny, podróżny płaszcz, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Sam zrezygnował w tym celu ze swoich wysokich butów na rzecz mieszczańskich krótkich, wiązanych butów codziennych . Zamiast płaszcza miał na sobie przydużą, nawet na niego, czarną bluzę. Jej opuszczone rękawy zakrywały tatuaże na rękach. Szare, przetarte jeansy opinały jego długie nogi. Wyglądał prawie jak zwykły nastolatek.
    - Gdzie idziemy? - zapytała cicho dziewczyna, jakby instynktownie starając się nie zmącić panującej dookoła ciszy.
    - Musimy dowiedzieć się kto ma mapę – zauważyła, że trzyma w rękach notatnik i szybko coś w nim zapisuje. - Na upartego mam tu kilku informatorów, ale, jak mówiłem, wolałbym, żeby nikt nie dowiedział się, że tu jestem.
    - Więc jak chcesz znaleźć właściciela?
    - Są dwa miejsca, w których można dowiedzieć się wszystkiego – mruknął, chowając notatnik do tylnej kieszeni spodni. - Ale na jedno jest jeszcze ciut za wcześnie. Ktoś tam pewnie za jakąś godzinę będzie siedział, ale nie będzie na tyle nawalony, żeby coś z niego wyciągnąć.
    - Karczma – skrzywiła się. - A drugie miejsce?
    Spojrzał na nią, marszcząc nos.
    Bar mleczny.

    Wnętrze jadłodajni było ciepłe i przyjemne. Na różowych, lekko już ubrudzonych ścianach, wisiały małe obrazki i zdjęcia przedstawiające okolicę. W niewielkim pokoju upchano do oporu rozchwianych stoliczków i krzeseł, każde z innego kompletu. Na stołach leżały zużyte, ale czyste i wyprasowane, białe obrusy w delikatne kwiaty. Dookoła unosił się zapach słodki pieczonego ciasta, a z kuchni dobiegały odgłosy uderzających o siebie garnków.
    Siedzieli przy małym stoliku przy samym okienku wydawania posiłków. Riuuk śledziła palcem wzór na sztywnym obrusie, pijąc już trzecią herbatę, którą dostali na koszt firmy. Z całej siły starała się ignorować nieznośny szczebiot, który generowała, rozmawiająca z Killianem, właścicielka baru.
    Dziewczyna spojrzała na niego kątem oka.
    Miała wrażenie, że siedzi koło niej kompletnie inny koleś.
    Garbił się lekko, chowając szyję w ramionach, a rękawy bluzy mocno naciągał na dłonie. Uśmiechał się niewinnie, mrużąc oczy i unosząc brwi do góry, zamiast marszczyć je, jak zwykle miał w zwyczaju. Gdy mówił, jąkał się co jakiś czas i wiercił niespokojnie na krześle. Musiała mu przyznać, że dopracował swoją rolę.
    Na każde słowo kobiety reagował tak emocjonalnie, że ta rozgadywała się jeszcze bardziej. Dowiedzieli się już kto kogo z kim zdradza, z czyich dzieci nie wyrośnie nic dobrego, która kobieta ubrała się nieprzyzwoicie do kościoła i przynajmniej sto razy usłyszeli, że przeurocza z nich parka.
    - Chcesz jeszcze herbatki, dziecko?
    Wzdrygnęła się.
    - Nie, dziękuję – mruknęła niewyraźnie, zasłaniając twarz dłonią.
    Killian kazał jej udawać nieśmiałą cudzoziemkę. Pewnie po to, żeby nie wtrącała się w dyskusję.
    - A ten Brantenhuber, biedny stary dziad - kobieta kontynuowała swój wywód, dolewając Riuuk herbaty, mimo jej protestów. - Wygrzebał tę mapę po ojcu i na co mu to było? Napadają go teraz ciągle jakieś zbiry, w końcu mu który w łeb przywali i na tym się skończy.
    Riuuk poczuła jak jej mięśnie spinają się z ekscytacji. Spojrzała na Killiana. Jeśli czuł się tak jak ona, to nie dał tego po sobie poznać. Wciąż siedział z niewinnym, fałszywym uśmieszkiem na twarzy. Nic nie zdradzało, że informacja zwróciła jego uwagę.
    - Mapa? - zapytał, popijając niewzruszenie herbatę.
    - Tak, jakiś stary kawałek papieru, co to podobno do jakiego kamienia prowadzi. A ten kamień ma nieśmiertelność dawać. Ja tam w takie pierdoły nie wierzę. I taki uroczy chłopak też nie powinien sobie głowy tymi bzdurami zawracać. Lepiej o pracy jakiej myśli, bo jak się już po bożemu pobierzecie to rodzinę na głowie będzie miał.
    Riuuk cudem nie zadławiła się herbatą.
    Killian objął ją ramieniem i czule pogładził po dłoni.
    - Planowaliśmy osiedlić się w stolicy - mruknął teatralnie - ale skoro, tak jak pani mówi, z powodu bzdurnej historii o nieśmiertelności ludzie są w stanie napaść na bezbronnego starca, to może poszukamy spokojniejszego miejsca.
     Dziewczyna nie wiedziała, czy bardziej chce go teraz rozstrzelać, czy pogratulować zawrócenia kobiety na właściwy temat.
     - Ano, musiał jakieś bariery magiczne pozakładać, bo mu się w nocy to złodziejskie nasienie do domu włamywało! Do czego to dochodzi, żeby człowiek pod własnym dachem nie mógł czuć się bezpieczny?!
      - Złodziejstwo to straszna plaga - zgodził się chłopak.
     Riuuk zasłoniła usta dłonią, gdyż nie mogła ukryć rozbawienia, które zagościło na jej twarzy.
     Killian kopnął ją pod stołem.


    Opuścili bar po półtorej godziny. Gdy tylko wyszli za róg ulicy, Killian oparł się o ścianę i zmarszczył czoło, wzdychając głośno.
    - Ja pierdole - przeklął. - Już wolę z pijakami gadać.
    Riuuk oparła się na zimnej, marmurowej powierzchni koło niego.
    - Ty nie wybiłeś hektolitrów herbaty - jęknęła masując się po brzuchu.
    - A ty nie dowiedziałaś się że pani Glory cierpi na grzybicę stóp, ksiądz Jeremi gra w rozbieranego pokera w pijalni na rogu, a komisarz McRiver...
    - Dobra! - przewała. - Starczy... W ogóle, jakim cudem ty to pamiętasz?!
    - Zboczenie zawodowe - jęknął zrezygnowany. - Mój mózg uznaje każdą informację za cenną. Wolisz nie wiedzieć, co się tam dzieje.
    Parsknął śmiechem, uderzając się palcem w bok głowy.
    Dziewczyna westchnęła cicho i skrzyżowała ręce na piersiach.
    - Sama nie wierzę, że to mówię - mruknęła - ale dużo bardziej wolę wkurwiającego ciebie, niż  tą pierdołę, którą zademonstrowałeś przed chwilą.
   - Wiedziałem - poczuła ukłucie ciepła w sercu, widząc powracający na jego twarz, pogardliwy uśmiech. - Ty mnie jednak lubisz.
   Zaśmiał się triumfalnie.
   - Chyba śnisz - żachnęła się, spuszczając wzrok.
  Wyciągnęła dłoń w jego stronę. Pogładziła palcem brzeg plastra na jego policzku. Jej ręka zsunęła się powoli po jego twarzy, szyi i zatrzymała dopiero na klatce piersiowej. Czuła pod zziębłymi, drżącymi palcami bicie jego serca.
    - Znowu się odkleił - powiedziała po chwili, zabierając rękę i chowając ją do tylnej kieszeni obcisłych spodni. - Pilnuj tego bardziej. Debilu.
     Zimny wiatr strawił, że włosy opadły na jej lekko zaczerwienioną twarz.
     Nie odgarnęła ich.
    - To co? - usłyszała po chwili.
    Odwróciła głowę i zobaczyła wyciągniętą w jej stronę rękę.
    - Idziemy, księżniczko? - zapytał, uśmiechając dowcipnie.
   Odwzajemniła uśmiech, pozwalając, by wziął jej dłoń pod ramię.
    - Prowadź.
   Ruszyli szybkim krokiem przez prowadzącą wzdłuż portu promenadę. Wiatr szarpał im włosy, a twarde obcasy podróżnych butów Riuuk uderzały o marmurowe kostki, stukając rytmicznie. Dziewczyna mocniej zacisnęła zziębnięte palce na okrytym ciepłym materiałem ramieniu. Wciąż nie mogła przyzwyczaić się, że chłopak był wyższy od niej. Czuła się przy nim taka... malutka. Do tej pory to raczej ona patrzyła na wszystkich z góry - i dosłownie i w przenośni. A teraz... z jakiegoś powodu nie mogła. Czy może już po prostu nie chciała...? Przysunęła się bliżej, tak, że mogłaby oprzeć głowę na jego ramieniu. Killian gwizdał pod nosem melodię jakiejś wulgarnej, pijackiej piosenki. Szedł z uniesioną głową i wzrokiem utkwionym w sobie tylko znanym punkcie. Błękitnoszare oczy błyszczały pewnością siebie, a z twarzy nie schodził mu grubiański uśmiech.
    Przechodzący promenadą ludzie patrzyli na nich zdziwieni. Dwoje nastolatków idących pod ramię samym środkiem drogi w rytm mocno niecenzuralnej przyśpiewki to raczej niecodzienny widok.
    - Nie rzucać się w oczy? - zapytała dziewczyna pogardliwie. - Czy nie taki miałeś plan? Bo teraz to coś średnio nam idzie.
    Zaśmiał się, przerywając gwizdanie.
    - Jak dobrze pójdzie, to jutro o tej porze już nas tu nie będzie.
    - I to oznacza, że możemy opuszczać gardę? Jakim cudem z taki podejściem zostałeś ściganym na całym świecie przestępcą?!
    Znowu lekko ochrypły, drwiący śmiech. Czy on potrafił w ogóle reagować inaczej?!
    Nagle dziewczyna zesztywniała i stanęła raptownie.
    - Jutro?! Zaraz, chcesz mi powiedzieć, że znasz tego kolesia?! Wiesz gdzie go szukać?!
    Rozchylił ramiona i pochylił się delikatnie w teatralnym geście. Białe zęby zalśniły w triumfalnym, jak zwykle przesyconym ironią, uśmiechu. Obrzucił ją jednoznacznym spojrzeniem szarych oczu, spomiędzy szarpanych przez wiatr włosów.
    Zamiast odpowiedzieć znowu zaczął gwizdać wesołą melodię. Po chwili obserwowania z nieukrywaną satysfakcją, jak na twarz dziewczyny wstępuje rumieniec złości i rozdrażnienia, obrócił się i poszedł przed siebie.
    Riuuk westchnęła zdenerwowana i podążyła za nim.
    Znowu skręcił w labirynt dziwnych, zapominanych przez trzeźwo myślących uliczek. Zastanawiała się, ile czasu musiał tu spędzić, żeby zapamiętać to je wszystkie. "Zboczenie zawodowe"?
   Spomiędzy kamienic zaczęło przebijać się światło. Czyżby mieli tak szybko wyjść z labiryntu.
   Chłopak odwrócił się do niej.
   Zauważyła, że coś się zmieniło.
   Jego oczy błyszczały ekscytacją. Wręcz paranoiczną. Dokładnie tak samo, jak wtedy w gabinecie dyrektora, gdy pokazał im dokumenty.
    - Dobra, sprawa wygląda tak - zaczął, oblizując wargi z przejęcia. - Brantenhuber to taki stary profesor, uczył historii w szkole jak byłem gówniarzem. Mieszka dwie przecznice stąd.
    - Chwila moment - przerwała mu. - O tym, że wiesz dużo dziwnych rzeczy, to już się zorientowałam. Ale skąd znasz adres jakiegoś randomowego kolesia?!
    - Możliwe, że zupełnie przepadkiem włamałem się tam kiedyś po coś innego - zaśmiał się.
    Westchnęła. Chyba mogła się tego spodziewać.
    - A po jaką cholerę idziemy tam teraz? - zapytała.
    Zdziwił się. Tak autentycznie.
    - Ee... A niby kiedy?
    Parsknęła.
    - Może na kradzieżach się nie znam - powiedziała powoli, jakby tłumaczyła coś dziecku. - Ale chyba wszystkim włamania kojarzą się raczej z nocą.
    - Tobie wszystko trzeba tłumaczyć - zaśmiał się, opierając łokieć na ścianie budynku. - Bo widzisz, kochanie, my się nigdzie nie będziemy włamywać. W naszym wypadku to nie tylko cholernie upierdliwe, ale też niebezpieczne.
     Uniosła brwi.
    - Po pierwsze, nie mam nic z mojego sprzętu - kontynuował. - A on ma bariery magiczne. Nie trzeba wiedzieć jakie, żeby domyślić się, że gołymi rękami się tam nie wbijemy. A jak jest z naszą magią to ci chyba nie muszę tłumaczyć. Po drugie, nawet gdyby się udało, to stalibyśmy się celem całej tej radosnej gromadki bezlitosnych, chciwych jak jasna cholera włamywaczy i morderców, których celem jest nasz cel.
     Prychnęła pogardliwe i otworzyła usta, by skomentować, to co powiedział.
     - I z których na pewno, bez problemu, wyprułabyś flaki - przerwał jej, zanim zdążyła się odezwać. - Nie wątpię w to. Ale spanie w krzakach, żeby się przed nimi ukryć też mi się nie uśmiecha.
     - Matko, pedant się znalazł - burknęła. - Tego i tak nie unikniemy, skoro musimy zabrać mapę. I tak...
     Przerwała widząc uśmiech na jego twarzy. Cholera. Na czym złapał ją tym razem?!
     - Bo szkopuł tkwi w tym, mała - wyszczerzył się, nie mogąc ukryć podniecenia - że my tej mapy nie weźmiemy.


     - Niesamowite, że wreszcie odwiedził mnie ktoś, kto nie chce mnie okraść. Haha, jestem już tym strasznie zmęczony. Chcecie może herbaty?
     Riuuk skrzywiła się. Herbata to ostatnie na co miała teraz ochotę.
     - Nie chcielibyśmy pana kłopotać - Killian uśmiechnął się przepraszająco. - Robimy już wystarczająco dużo problemów.
     Mężczyzna był stary i zgarbiony. Poruszał się powoli, wspierając na rzeźbionej laseczce. Na czubku nosa miał niewielkie, okrągłe okulary, w gustownej, pozłacanej oprawce. Ubrany był w drogi, markowy frak.
    - Ależ nie, to cudowna odmiana. Młodzież zafascynowana historią przybywa do mnie z tak daleka, i chce jedynie obejrzeć mapę, a nie ją ukraść. Mówiliście, że jesteście z Akademii, tak?
     - Tak - powiedział chłopak. - Z kółka historycznego.
     - Uroczo... Przypomnijcie jak się nazywacie. Pamięć już nie ta, co kiedyś.
     - Tonny Miller i Emily Swan - odpowiedział Killian, bez mrugnięcia okiem. - Gdy usłyszeliśmy o pana znalezisku od razu chcieliśmy się mu bliżej przyjrzeć. Mapa musi być bardzo stara. To pewnie cenny zabytek archeologiczny.
     - Tak, pochodzi już chyba sprzed dwustu lat. Usiądźcie tu proszę. Pójdę po nią.
    Zrzucił im zza szkieł podejrzliwe spojrzenie i wyszedł z pokoju.
    Riuuk była przekonana, że chłopak wychyli się, by zobaczyć, gdzie starzec trzyma mapę. On jednak usiadł na starym, drewnianym krześle i oparł ręce na stole. Szybko przysiadła się obok i pochyliła do niego, by zapytać, co odwala. On jednak powstrzymał ją gestem dłoni i położył palec do ust nakazując ciszę.
    Po chwili starzec znowu wszedł do pokoju. Powolnym krokiem zbliżył się do stołu. w dłoniach trzymał zabezpieczoną zaklęciem mapę.
    - Nie chcę was o nic podejrzewać - mruknął. - Ale ostrzegam, że jest zabezpieczona pieczęciami. Nie złamiecie ich.
   - My na pewno - zaśmiała się Riuuk. - Z magii to akurat jesteśmy strasznie słabi.
   Staruszek uśmiechnął się pojednawczo.
   Położył mapę na stole. Gdy ją rozwijał dziewczyna przyjrzała się Killianowi. Z trudem ukrywał ekscytację. Chociaż z racji roli, które przyjęli, wyszło to na dobre.
    Kawałek papieru był bardzo stary i zżółkły. Gdy profesor go rozwinął był zupełnie pusty. Dopiero po nakreśleniu na nim kilku znaków dłonią i wymamrotaniu niezrozumiałych słów, na jego powierzchni pokazał się obraz. Był nakreślony atramentem. Riuuk nie wiedziała, co przedstawia. Widziała jakieś pasmo gór i kilka strumieni. Jednak nie rozumiała podpisów. Były w niezrozumiałym języku. Killian nie dał po sobie poznać, czy rozumie coś z mapy.
    - Genialna - wyszeptał tylko, patrząc zafascynowany na kawałek papieru.
    - Prawda? - uśmiechnął się starzec. - Jest w świetnym stanie. Nie wiem co to za miejsce. Nie rozumiem też znaków. To prawdopodobnie jakiś szyfr. Aktualnie zbieram doświadczonych ludzi, by pomogli mi to rozszyfrować.
    Killian spojrzał na niego zaintrygowany.
    Nie wiedziała, czy wciąż gra. Wyglądał jakby naprawdę sprawa tej mapy była najważniejszą w jego życiu.
    - Niech pan opowie więcej - oczy błyszczały mu jak nigdy wcześniej.

    - Je pierdole, jakie to było zajebiste!!!
   Siedzieli na ławce w niewielkim, wysuszonym parku.
   - Powiedzmy... - skrzywiła się Riuuk. - Nadal nic nie wiemy. Ten koleś sam jej jeszcze nie rozszyfrował. Nie mamy pojęcia gdzie szukać.
   - Południowy Gruul - wyszeptał, zagryzając wargi. - Pasmo gór Skalistych.
   Zesztywniała.
   - Co? - wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
   Uśmiechnął się opętańczo.
   - To był szyfr Króla Złodziei. Jak mógłbym go nie znać?

<Mała?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz