czwartek, 15 września 2016

Inna niż inne cz. 1 (Cori)

- To jest na pewno dobry pomysł? - Zapytałam z nadzieją w głosie. Nie chciałam iść do Akademii.
- Zrozum, dziecinko. Nie mogę nauczyć cię niczego więcej. A ty nie możesz zostać sama z mocą. - Powiedziała „Babcia”.
- Ale dlaczego?
- Kiedyś twoja moc stanie się dużo większa niż teraz.
- Ale przecież mogę ją normować, tak, jak dotychczas. Mogę sprzątać, podnosić rzeczy, pomagać ci.
- Będzie dużo potężniejsza. Zwykłe sprzątanie, czy, jak mówisz - pomaganie, mi nie wystarczy. Będziesz musiała robić coraz więcej rzeczy, które pomogą ci ją opanować.
- Ale... Wiesz, że się boję... - Mój głos drżał.
- Nie możesz tak bez przerwy unikać ludzi. Ja też jestem człowiekiem i co? Mnie się nie boisz, prawda?
- Ale ty to co innego.
- Wcale nie. Powiedz mi, czym oni się różnią ode mnie? – Na to nie znalazłam odpowiedzi. - No właśnie! Nawet nie potrafisz mi odpowiedzieć na to pytanie. A odpowiedź jest taka prosta: niczym! Idź spać, bo już późno, a musisz jutro podrzucić nas do Akademii.
Poszłam do mojego pokoju. Był on mały i prosty, z dużym łóżkiem, na które od razu się rzuciłam. No i kochany fotel – jajko, w którym zawsze czytam książki. Wpatrywałam się w sufit, myśląc o tym, co powiedziała mi babcia. Dumałam przez dłuższą chwilę. Niestety nie mogłam tak siedzieć bezczynnie. Upewniłam się, że babcia mnie nie słyszy, przemieniłam się w geparda i wyskoczyłam przez okno, lecz gdy tylko moje łapy dotknęły ziemi, kobiecina zawołała mnie z powrotem. Jakim cudem ona zawsze wie, kiedy się gdzieś wymykam? Posłusznie wróciłam do domu uważając, by nie przytrzasnąć sobie ogona drzwiami. Znów wskoczyłam na łóżko, zwinęłam się w kłębek, przykryłam kocem i po chwili zasnęłam.
***
Rano obudził mnie zapach tostów z serem. Ledwo powłócząc nogami, poczłapałam do kuchni i usiadłam na krześle.
- Zamierzasz jeść łapami? - fakt. Zupełnie zapomniałam, że jestem kotem. Szybko zmieniłam się znów w człowieka i zaczęłam jeść jeszcze ciepłe tosty. Gdy spojrzałam na zegarek, prawie spadłam z krzesła. Tarcza pokazywała piątą rano. Nic dziwnego, że byłam tak zmęczona. Jednak ciepłe śniadanko i kakao postawiły mnie od razu na nogi. Ubrałam się jak zwykle - w czarne jeansy i białą bluzkę na ramiączkach. Zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i wyszłam na dwór. Przyjemny wiatr rozwiewał mi włosy.



Gdy babcia w końcu wyszła, przemieniłam się w smoka. Głowa wydłużyła się i przybrała kształt pyska, a na nim wyrosły mi kolce, tworząc naturalną koronę. Czułam, jak moje ciało staje się większe, w końcu z 1,75 m do wysokości prawie 5 m nie rośnie się od razu. Wyraźnie poczułam, gdy z moich pleców uwolniły się wielkie, kryształowe skrzydła.
- Podejdź tu, kochana. Zniż trochę głowę, wiesz, że nogi już nie te, co kiedyś. - powiedziała babcia, a ja podeszłam do niej, by mogła na mnie wejść i wygodnie usiąść. Gdy poczułam, że jest bezpieczna, wzleciałam do góry i skierowałam się tam, gdzie poleciła mi staruszka.
Leciałyśmy już od dłuższego czasu przez Góry Smocze, lecz nadal nie widziałam Akademii. Miałam tylko nadzieję, że kobiecina dobrze mną kieruje. Jednak po następnych kilkudziesięciu minutach lotu, ujrzałam na horyzoncie, jakby zarysy zamku. Myślałam, że Akademia wygląda bardziej, jak surowy budynek, w którym ludzie chodzą jak w więzieniu, tymczasem, wygląda ona jak siedziba królewska. Babcia powiedziała mi, gdzie mam wylądować, więc zrobiłam to tak, jak kazała. Lekko dotknęłam ziemi i gdy tylko upewniłam się, że teren jest bezpieczny, znów przybrałam postać człowieka. Szłyśmy we dwie, w kierunku szkoły, która z każdym krokiem zdawała się coraz większa. Gdy tylko przeszłyśmy przez bramę, poczułam się dużo lepiej, jakby... bezpieczniej? Możliwe. Babcia zapytała jakiegoś chłopaka o brązowych włosach, czy mógłby nam wskazać drogę do dyrektora. Zerknęłam tylko kątem oka na niego. Szczupły i niewysoki, ubrany na niebiesko, z uśmiechem na ustach. Moim ulubionym kolorem też był niebieski. Spod grzywki, która przykrywała mi kawałek twarzy, uśmiechnęłam się nieśmiało do niego. Powiedział, że chętnie zaprowadzi nas do gabinetu dyrektora.
Szłam obok babci, gdy prowadził nas w kierunku wielkiego gmachu Akademii. Rozglądałam się dookoła, widząc grupki uczniów, którzy głośno rozmawiali o dzisiejszych zajęciach. Z tego, co udało mi się usłyszeć, jakaś dziewczyna narzekała na nauczyciela eliksirów, który nie powiedział jej dokładnie, ile ma wrzucić posiekanych łupek orzechów do eliksiru rozweselającego, przez co wrzuciła za dużo i eliksir wylał się na jej spódniczkę. Jeszcze inni rozmawiali o zbliżającym się wypadzie do jakiejś gospody. W końcu po kilku minutach znaleźliśmy się przed gabinetem dyrektora. Podziękowałyśmy chłopakowi, który jak się później okazało miał na imię Milo, po czym pobiegł w swoją stronę, zostawiając nas same.
Babcia zapukała, a gdy odpowiedziało nam donośne „Proszę”, bez wahania weszła, a ja wślizgnęłam się za nią. Dyrektor kazał nam usiąść na dwóch fotelach stojących przed jego biurkiem. Szczerze powiem, że były bardzo wygodne. Rozglądałam się po całym gabinecie, podczas gdy babcia rozmawiała o moim przystąpieniu do nauki w Akademii.
W sumie gabinet wyglądał bardzo ciekawie i przytulnie. Było w nim pełno książek, ale nie rozpoznałam autorów, ciężko też było zobaczyć tytuły, gdyż większość z nich była strasznie przetarta. Z zamyślenia nad książkami wyrwał mnie głos dyrektora.
- A więc... Corinne, tak? Chciałabyś się uczyć w naszej szkole? - spojrzałam na babcię, która katowała mnie wzrokiem.
- Chciałabym nauczyć się czegoś nowego. - odpowiedziałam tylko.
- Chciałbym sprawdzić, na jakim poziomie nauki jesteś. Co pani z nią przerabiała?
- Znam podstawy transmutacji, potrafię też uwarzyć kilka eliksirów, znam się nieco na ziołach. - powiedziałam za babcię, która nawet nie zdążyła zaczerpnąć powietrza i tylko popatrzyła się na mnie dużymi oczami. Odpowiedziałam jej spojrzeniem, które mówiło „No co?”.
- Mhm... - mruknął dyrektor. - Dobrze, dobrze. Dam ci tutaj informator i formularz dołączenia do szkoły. Możesz wypełnić teraz, lub gdy będziesz w domu, lecz będziesz musiała wtedy wysłać go pocztą, a tak możesz dać mi go od razu, a ja dopilnuję, by od razu wpisano cię w rejestr.
Podał mi kilka kartek i długopis, a ja wzięłam się do uzupełniania formularza.
<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz