piątek, 30 września 2016

Drogi Amonie... (DZIEŃ CHŁOPAKA, Riuuk i Killian)

    Biały proszek unosił się w powietrzu, kiedy dokładnie odmierzała jego ilość, starannie przesiewając substancję i dodała miedziany proszek. Szeleściły papierowe torby, stukały słoiczki, gdy kolejne składniki lądowały w misce. Co chwila zerkała na otwartą księgę o pożółkłych, niczym stare i poplamione pergaminy kartkach. Zmarszczyła brwi, pochylając się już chyba po raz setny nad książką, gdy nagle otworzyły się drzwi do pomieszczenia.
    - Co tu się dzieje, do cholery? - Blondyn wpadł do kuchni i machał dłonią przed twarzą. Kichnął zamaszyście, a wręcz białe kosmyki włosów zasłoniły mu oczu. Odgarnął je szybkim ruchem. Riuuk odskoczyła od blatu i w ostatniej chwili złapała staczającą się z blatu szklankę, którą trąciła dłonią. Szybko odwróciła się plecami do blatów zasłaniając niedoszłe dzieło. 
    - Killian, puka się, kretynie! - Warknęła piorunując go wzrokiem. 
    - Przecież to kuchnia akademicka, ogólnodostępna, więc po jakiego mam pukać? - Patrzył na nią ze zdziwieniem i zainteresowaniem. 
    - Ale to przecież nie twoja część! Co ty tutaj robisz?! - Oparła się o szafkę i mocniej pochyliła w bok.    Otrzepała ręce z mąki i złapała się pod boki.
    - Ale nasza kuchnia... no cóż... Krótko mówiąc wygląda jakby przeżywała apokalipsę. -  Zaśmiał się pod nosem i rozejrzał wokoło. - A ty co tu robisz mała? - Otworzył szafkę obok, której stała i wyjął pudełeczko wykałaczek. Otworzył je szybkim ruchem i jedną z nich wsadził do ust. Popatrzył na nią ponownie, a patyczek przesunął się z jednego kącika ust do drugiego. - Czyżby jakieś ciasto? Ty i kuchnia... kto by pomyślał! - przeszedł pod drugi koniec pokoju. Odsunął krzesło od małego stołu pod ścianą i usiadł oparty o kwiecistą tapetę we wrzosy. 
    - Będziesz teraz tak tutaj siedział? - Wywróciła oczami i odwróciła się do niego tyłem.
-     Taaak. A co, zabronisz mi, księżniczko? - Wyglądała tak niewinnie w pudrowym fartuszku, związanymi w kok włosami, cała utytłana w mące i innych składnikach ciasta.
    - Czyżby to jakiś prezent dla mnie, ssskarbiee - wysyczał ostatnie słowo denerwując ją jeszcze bardziej ku uciesze jego ego. 
    - Zamknij się. Co cię to obchodzi? Nie dla ciebie, debilu, i mówiłam NIE MÓW DO MNIE TAK! Do jasnej cholery, bo zaraz sama cię stąd wykopię! - Pochyliła się nad przepisem na ulubione ciasto Amona. Karmelowo-cynamonowy przekładaniec. 
    - Spokojnie bo zaraz para ci pójdzie uszami, mała. - Wstał i podszedł do niej. Stanął za nią i złapał ją za dłonie. Jedną złapał miskę, a drugą delikatnie lecz stanowczo mieszał ciasto na biszkopt cynamonowy szpatułką.
    - Widzisz moja droga, tak powinno mieszać się ciasto. Pieścić jak kochankę, jednocześnie nie za mocno, ale dotkliwie...
    - Grrrr.. - Zacisnęła mocniej dłonie lecz nie protestowała. Już trzeci raz usiłowała zrobić to ciasto...
~Uryuu
   
    - Twoje porównania są poryte - mruknęła patrząc, jak jej ręce ukryte w jego dużych dłoniach, wykonują szybkie, zdecydowane ruchy, mieszając gęstą masę. 
    Czuła na plecach ciepło jego ciała kiedy się na niej opierał. Silne ramiona otaczały ją, a jej głowa opierała się się na jego szyi. Był wyższy na tyle, by musieć się do niej pochylać. Kosmyki jej włosów łaskotały go w policzek.
     - Ale trafne, nie? - wykałaczka, którą trzymał w ustach, ukłuła ją w czoło.
     - Skąd mam wiedzieć. Nigdy nie miałam... "kochanki". Ani "kochanka".
     - Widać... Auu! - stęknął, gdy zdzieliła go łokciem w brzuch.
     - Pilnuj swojego nosa...
    - Z takimi odruchami to ja się nie dziwię, że nikogo nie masz - odsunął się, unikając kolejnego ciosu. - Dobra weź, to dalej mieszaj.
   Poparzyła na pozbawione oparcia dłonie, i spróbowała powtórzyć jego ruchy. Odruchowo wysunęła język. 
     Chłopak sięgnął po kolejne jajko i jednym, szybkim ruchem wbił do miski.
    - Ej! - krzyknęła dziewczyna. - Nie tak było w przepisie!
   - Hmm...? - spojrzał na książkę, jakby dopiero teraz ją zauważył, po czym sięgnął po nią i bezceremonialnie wyrzucił za plecy. - Jakim przepisie?
    - Co ty wyprawiasz?!
   - Daje ci rady lepsze niż... - odwrócił się i spojrzał na okładkę smętnie leżącej na podłodze książki - ... "Ilustrowany poradnik gotowania dla początkujących doktora Rzepki". Skąd ty wydarłaś coś takiego?!
    Parsknęła.
    - I ty niby znasz się na tym lepiej? Na gotowaniu?!
    Uśmiechnął się.
    - Sama przyznasz, że być w tym lepszym od ciebie to żadna filozofia - mruknął ironicznie, opierając się na brzegu blatu. - No weź, mała, nie daj się prosić. Przecież zależy ci na tym, żeby wyszło, nie?
    Opornie skinęła głową.
    - W takim razie masz szczęście, że najlepszy kucharz w Akademii nie może patrzeć, jak profanujesz gotowanie.

     Siedział na odwróconym krześle, tak że jego oparcie miał między nogami, a głowę położył między rekami na oparciu. Garbił się lekko w tej pozycji. Gwizdał cicho swoim zwyczajem, jakąś melodię, której nie znała. Ale domyślała się, znając jego upodobania, że to pewnie kolejna złodziejska, wulgarna przyśpiewka. Siedziała na krześle po drugiej stronie wąskiego stołu i przyglądała się piekarnikowi z którego wydobywał się zapach pieczonego biszkoptu. Z dumą obserwowała jak ciasto rośnie powoli. Na ogarniętym z grubsza blacie, leżały w miskach dwie, czekające już tylko na nałożenie, słodkie masy. Spojrzała kątem oka na chłopaka.
     - Nie przypuszczałabym, że złodziej umie gotować.
     Gwizdanie ustało, a w jego miejsce pojawił się cyniczny śmiech.
     - Wiesz, skarbie - zaśmiał się głośniej, widząc jej mordercze spojrzenie. - Umiem znacznie więcej niż ci się wydaje.
     - Na przykład?
     - Naprawić prysznic widelcem.
     - CO?! - zaśmiała się mimowolnie.
    Znowu siedzieli przez chwilę w milczeniu.
    - Więc? Kim jest ten szczęśliwiec, któremu upiekłem ciasto?
    - To mój kot.
    Miała wrażenie, że zadławi się samym powietrzem. Okaszał głośno, uderzając się w klatkę piersiową.
    - Dobra, wiedziałem, że z facetami to u ciebie słabo, ale nie sądziłem, że jest tak źle. Już jesteś starą panną?!
    - Słuchaj, Flynn...
    - Nie poddawaj się. Na twoim miejscu też bym myślał, że z taką twarzą i charakterem to średnio możliwe. Ale jestem pewny, że gdzieś tam jest koleś, który pokusi się o myśl, że jesteś... "spoko". Dobra, pewnie będzie ślepy. I głuchy. Ale...
     - Zaczynasz mnie wnerwiać!
     - Pff, jakby to było coś nowego - parsknął.
     Westchnęła.
     - Amon jest magiczny. To mój przyjaciel, nie jakiś tam kot. Chcę zrobić mu przyjemność na Dzień Chłopaka.
     Nachylił się do niej.
     - Wy wszystkie tak mówicie - szepnął teatralnie. 
     Podniósł się z krzesła i odstawił je na miejsce.
     - Doobra, za jakieś pięć minut możesz to wyciągać. Z masą poradzisz sobie sama, nie? Tylko potem wsadź to do lodówki, bo cholera wszystko weźmie.
     Odwrócił się i wsuwając ręce do kieszeni, skierował się w stronę drzwi.
     - Dzięki, Flynn - bąknęła cicho.
    Nie wiedziała, czy w ogóle to usłyszał.


    Przechodziła pomiędzy stołami w olbrzymiej jadalni. Była to wczesna pora, gdy uczniowie tłoczyli się tutaj żartując i kosztując ostatnich chwil wolności, zanim zaczną się zajęcia. Ściskała w rękach mały pakunek, próbując jednocześnie opanować drżenie dłoni i ukryć rumieniec wpełzający jej na policzki. Nigdy nie sądziła, że zrobi coś takiego. Z Amonem było inaczej... To jej przyjaciel. Zawsze robiła mu prezenty na różne okazje. Uśmiechnęła się przypominając sobie jego uśmiech, gdy chwilę temu skosztował ciasta. Rzeczywiście, było przepyszne - miękki, delikatny biszkopt i słodka, rozpływająca się w ustach masa. Killian naprawdę był niezłym kucharzem. Gdzie się tego nauczył?
    No właśnie, Killian... Chciała odwdzięczyć mu się za pomoc. Nadal nie wiedziała co o nim myśleć. Wciąż strasznie ją wkurzał, ale zaczynała się powoli przyzwyczajać do jego zaczepek i ironii. Przyzwyczajać na tyle, że zauważała gesty urocze lub po prostu miłe... Chyba póki co po prostu zaczynała tolerować jego obecność. A zdenerwowanie, które teraz przechodziła, związane było z tym, że sama już od dawna nie okazywała nikomu życzliwości... Dlaczego musiało paść akurat na tego głąba?!
      Zauważyła go. Siedział sam na końcu długiego stołu. Opierał się plecami o jego blat, a jego długie nogi leżały wyciągnięte na ławie na przeciwko. Żuł powoli kanapkę i gapił się w sufit. Jak zwykle nikt nie siadał w jego pobliżu. Tylko na końcu stołu siedziało kilku pierwszaków, którzy nie mogli znaleźć miejsca nigdzie indziej i teraz parzyli się uporczywie w przeciwnym kierunku. Zauważyła, jak drgnęli przerażeni, gdy ich minęła i zorientowali się w czyją stronę idzie. Parsknęła cicho. Killiana unikają, nawet nie wiedzą, że Chesh, którego tak codziennie pieszczą, jest dupkiem sto razy większym niż ten tutaj.
    Podeszła do niego. Widziała zdziwienie w jego oczach. Zdjął nogi z ławy, tak, że mogła usiąść na przeciwko. Kiedy to zdobiła ,odchrząknęła cicho.
     - Co jest, księżniczko? Stęskniłaś się? - uśmiechnął się jak zwykle.
     Siedziała z nim od sekundy, a już zaczynał jej działać na nerwy.
     - Nie wiem co musiałoby się stać, żeby do tego doszło - westchnęła chicho. - Ale chciałam ci podziękować. Za wczoraj. Naprawę... bardzo mi pomogłeś. 
      Uśmiechnął się chytrze, unosząc brwi.
      - Dostanę buziaka?
      Jej twarz zaczerwieniła się momentalnie. Poderwała się i zdzieliła go pięścią po głowie z całej siły.
     - Jeszcze jeden taki tekst, a gwarantuje ci, że to będzie ostatnia rzecz, jaką powiesz! - krzyknęła, opadając z powrotem na swoje miejsce.
      Patrzyła, jak masuje się po głowie, zanosząc śmiechem.
     - Mniejsza...  - mruknęła, miętosząc w dłoniach zawiniątko. - Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Chłopaka... Żebyś się trochę odchamił i w ogóle... - bąknęła podając mu pakunek.
      W jednej chwili przestał się śmiać. Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
      - Eee... co? - był wyraźnie zdezorientowany. 
      Podsunęła prezent bliżej.
      - Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Chłopka - powiedziała powoli, niemalże literując wyrazy. - Odcham się.
      Podnosił zdziwione i pełne podejrzliwości spojrzenie z pakunku na nią i z powrotem. I tak przez dobrą chwilę. Potem powoli wyciągnął rękę i wziął od niej zawiniątko.
      - Ty sobie... Ty sobie jaja robisz, tak?
      Jeszcze raz popatrzył na nią nieufnie i z nieukrywanym zwątpieniem. Pokręciła głową.
      - Nie, aż tak mi się nie nudzi.
      Westchnął cicho. Zobaczyła, że na jego ustach pojawia się niewielki uśmieszek, a szerokie ramiona opadają, jakby zrzucił jakiś ciężar.
     - Rany, ja... - pokręcił głową, przeczesując palcami włosy. - Matko, dzięki. Serio, nie spodziewałem się.
      Trzymał zawiniątko w rękach, jakby bał się, że może je zmiażdżyć.
      Podniósł na nią wzrok. Był znów tak samo łobuzerski, jak zwykle.
      - Szczerze to zwykle sam robiłem sobie prezenty. 
     Delikatnie odwinął kolorowy papier, starając się, żeby go za bardzo nie podrzeć. W środku znajdował się skórzany pokrowiec z prostym, żelaznym nożem, małym z drewnianą rączką. Typowy dla zabójców. Riuuk kupiła go sobie rok temu, jednak do tej pory nie używała go zbyt często... Był za duży do jej dłoni i źle leżał.
     Zagwizdał z aprobatą, kręcąc nim w dłoni i podrzucając kilka razy. Przejechał wierzchem dłoni po ostrzu i uśmiechnął się zadowolony. 
     - Masz dobry gust - powiedział wsuwając go do pokrowca.
     Spuścił wzrok na ziemię i odchrząknął cicho.
     - Dziękuję - powiedział gardłowym głosem.
     - Spoko - mruknęła czerwieniąc się.
Czuła dziwne ciepło w sercu, słysząc od niego te słowa.
~Rudy Lis

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO
Z OKAZJI DNIA CHŁOPAKA!
Ekipa bloga, życzy wam, panowie/magowie/baronowie/zabójcy/elfowie
wszystkiego co najlepsze! Niech marzenia się spełniają, niech piękne
białogłowy czekają na was w wieżach, niech trunki
będą dobre, a bale szampańskie, niech drogi będą proste
i niech wam oręż lekkim będzie!
Szczególnie, Tobie, Kacprze, naszemu jedynemu jegomościowi
w drużynie!
~ Cała ekipa "Ostatniego Zaklęcia"
    
    
   
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz