Potarł głowę i jęknął.
Rozejrzał się wokoło.
Nie bardzo wiedział, co się przed
chwilą stało.
Po pokładzie walały się kawałki
drewna z połamanej barierki i wszystko oblepione było śluzem. Na
drugim końcu pokładu leżała Riuuk. Starzec ocucał ją właśnie
magicznym zaklęciem. Po chwili poruszyła się lekko. Zamrugała i
podniosła się powoli, masując obolałą głowę. Z rany na czole
cienkim strumieniem sączyła się krew, która oblepiła jej teraz
palce.
- Spokojnie, panienko. Powinnaś się
teraz położyć i poczekać, aż... - zaczął przewoźnik.
Jednak dziewczyna nie dała mu
skończyć.
W mgnieniu oka poderwała się i
jednym susem doskoczyła do Killiana.
Złapała go za kołnierz i szarpnęła
w swoją stronę.
- Ty pieprzony debilu! - wrzasnęła
i z całej siły uderzyła go pięścią w twarz.
Siła ciosu sprawiła, że jego głowa
gwałtownie odskoczyła w bok.
- Co ty sobie, do jasnej cholery,
wyobrażałeś?! Chciałeś tu zginąć?! Mówiłam, żebyś
przestał zachowywać się jak bezmózgi palant, ale do takiego
idioty jak ty nic nie dociera! Naraziłeś na niebezpieczeństwo nas
wszystkich! I jak twoim zdaniem mieliśmy się bronić?! Nie mamy
żadnej broni, a musieliśmy walczyć z jakąś pierdoloną,
przerośniętą rybą! Powinnam jej pozwolić wypruć ci wszystkie
flaki...! Do jasnej cholery, jesteś jednym, wielkim, pierdolonym
problemem! Dlaczego musiałam trafić tu z takim wkurwiającym
bucem?! Na wszystkich patrzysz z góry, a sam nic nie potrafisz
zrobić porządnie i...!
- To ja może... nie będę
przeszkadzał – mruknął przewoźnik z tuszującym przerażenie
uśmiechem na ustach i zaczął powoli wycofywać się w kierunku
budki sternika.
Sam chciał zwrócić chłopakowi
uwagę... ale nie miał chyba nic do dodania. Riuuk obróciła się
do niego i ukłoniła w tradycyjny sposób.
- Bardzo dziękujemy za pomoc.
Przepraszam za mojego głupiego towarzysza. To się już nie
powtórzy – powiedziała, składając ręce na kolanach.
- Ależ nic się nie stało, na
przyszłość bądźcie po prostu bardziej ostrożni – powiedział
pospiesznie znikając w kajucie.
Riuuk obróciła się z powrotem do
chłopaka. Krzyczała coś. Głowa bolała go i nie miał siły
wsłuchiwać się w to, co mówiła. Widział, jak wściekła jest.
Jej oczy błyszczały gniewnie i wyglądały jak pochmurne niebo, a
źrenice zwęziły się. Strużka krwi spływała z czoła po
śnieżnobiałej skórze. Kruczoczarne włosy były poplątane i
opadały niezgrabnymi kosmykami na twarz. Zobaczył, że na
policzkach i nosie miała lekko zdartą skórę. Lawina przekleństw
wysypywała się z jej ust, kiedy w gniewie szarpała go za koszulę.
- Przepraszam – powiedział, kiedy
zrobiła przerwę, by złapać oddech.
Dziewczyna zesztywniała na chwilę.
- Słucham?
- Przepraszam – powtórzył nieco
ciszej i podniósł na nią oczy. - Masz rację, zachowałem się
jak ostatni debil.
Parsknęła.
- Jeśli myślisz, że spławisz
mnie, udając, że ci żal... - wysyczała, ale puściła jego
koszulę.
- Nie udaję – mruknął przez
zęby i poprawił kołnierz. - Umiem przyznać się do błędu.
Potarł piekący z bólu policzek. Z
jakiegoś powodu dokuczał mu bardziej niż głowa. Nagle poczuł na
twarzy czyjąś dłoń. Riuuk pogładziła palcami brzegi jego
plastra, zakrywającego tatuaż. Znowu się odkleił.
- Bardzo oberwałaś?
Dziewczyna potarła dłonią czoło.
- Nie, już w porządku. Krew
przestała lecieć.
- To super. Przykro mi, że cie
naraziłem.
Dziewczyna wyczuła w jego słowach
nutkę ironii. Chciała to skomentować, ale chłopak podniósł się
niezgrabnie i trzymając się barierki odszedł od niej.
Killian siedział w kabinie ze starym
przewoźnikiem. Riuuk przyglądała się im z daleka. Chłopak miał
widocznie dużo lepszą gadane od niej, bo od czasu do czasu
słyszała, jak śmieją się we dwoje. Parsknęła. W złodziejskiej
branży tego typu umiejętności pewnie się przydają. Ona nie musi
rozmawiać ze swoimi ofiarami. Zresztą co miało znaczyć to na
końcu?! Z jednej strony czuła, że rzeczywiście dostrzegł swój
błąd, ale i tak potraktował ją swoją ironiczną gadką.
Westchnęła. Nienawidziła tego typu ludzi.
Nagle usłyszała zbliżające się
kroki. Killian podszedł do miejsca, w którym siedziała i oparł
się o barierkę. Nie odzywał się, tylko uparcie wpatrywał w
jakiś punk. Obróciła się i zobaczyła majaczący na horyzoncie
zarys portu. Za kilka minut powinni być na miejscu.
Podniosła się i oparła na barierce
obok chłopaka. Przyjrzała się mu kątem oka. Wydawał się jej
dziwnie spięty. Mimo że starał się zachować luźną postawę,
widziała, jak pod koszulą napinają mu się wszystkie mięśnie.
Zmarszczył brwi i wysunął szczeknę delikatnie do przodu. Już
podczas spotkania z dyrektorem, zauważyła, że robi to zawsze,
gdy jest zdenerwowany. Pięści zaciskał tak mocno, że pobielały
mu kostki. Myślami wydawał się być kompletnie gdzie indziej.
- Jaki jest plan? - zapytała.
- Hm? - zamrugał, wytrącony z
rozmyślań.
- Co robimy po przyjeździe do
stolicy?
- A, tak... - przetarł dłonią
oczy, żeby zebrać myśli. - Znajdziemy jakiś hotel, żeby się
przespać, a od jutra zaczniemy szukać informacji o mapie. Potem
się zobaczy.
- Dobra... Twoja rodzina nas nie
przenocuje?
Powieki delikatnie mu drgnęły.
- Nie sądzę.
- Jasne...
Stali chwilę w milczeniu. Mijali inne
łódki i mniejsze statki. Port był bardzo blisko i widzieli już
dokładnie wysokie, murowane kamieniczki, które w nim stały. Zza
nich sterczały stojące głębiej wieże i wyższe budynki. Nawet
tutaj dobiegał ich szmer rozmów wielu ludzi i dźwięki granej na
ulicy muzyki. W dali na wysokim wzgórzu majaczył zarys zamku
królewskiego. Zabudowania stolicy ciągnęły się po stromiźnie
pod same jego mury. Riuuk wychylała się, żeby dokładniej
przyjrzeć się wszystkiemu. Bywała już w wielu miejscach, ale to
jej pierwsza wizyta w stolicy. Killian ani drgnął pogrążony we
własnych myślach.
Nienawidził tego miejsca. Od czasu
ucieczki z placu egzekucyjnego siedem lat temu, nie był tutaj ani
razu. I do tej pory miał nadzieję, że to się nie zmieni. Poczuł
dreszcz na plecach, przypominając sobie tamte wydarzenia. Szorstki
sznur na szyi, słone łzy na policzkach, paranoiczne krzyki ludzi.
Potem przed oczami stanęła mu upita matka obciskająca się z
kolejnym obcym facetem, ojczym bijący zapłakaną dziewczynę, za
to, że nie zadowoliła klienta i Ben z ogromnym, żelaznym
młotkiem, grożący, że rozwali mu łeb.
Schował twarz w dłoniach i westchnął
głęboko. Dobiegające z portu krzyki i muzyka doprowadzały go do
szału. Ci wszyscy ludzie, niby tacy szczęśliwi i dobrzy. A gdy
tylko mają okazje kogoś udupić, zrobią to z największą
satysfakcją. Te gówniarze, na pierwszy rzut oka takie pocieszne i
niewinne, ale gdy ich rodzice nie patrzą, z uśmiechem na ustach
obrzucą kamieniami inne dziecko, krzycząc, że jego matka jest
dziwką. Będą na nie pluć, kopać je i przytapiać w rzece. A
jeśli spojrzy na to ktoś z dorosłych, to z obojętnym spojrzeniem
każe im nie zadawać się z dzieckiem prostytutki.
Nie dotykaj gówna.
- Ej... - miękki, obojętny głos
wyrwał go z rozmyśleń. - Coś się stało? Wyglądasz, jakbyś
ciągle był pod wpływem tej wodnej pokraki.
- Nic mi nie jest – mruknął.
- Serio? - pochyliła głowę i fala
czarnych włosów opadła jej na ramię. - Zacytuję jednego debila,
którego znam. "Mnie nie oszukasz".
Parsknął.
- Nic. Mi. Nie. Jest – wycedził.
Nie miał ochoty na czcze gadki. Ta
dziewczyna pewnie i tak była jak wszyscy.
Popatrzyła na niego, po czym
wzruszyła ramionami i odwróciła się, by dalej podziwiać
ogromny port królewski.
Zapłacili starcowi, dodając spory
napiwek, by wynagrodzić zniszczenia, które spowodowała walka.
Udobruchany w ten sposób, dowcipnie pogroził palcem Killianowi, by
na przyszłość bardziej uważał, rzucił jakiś żart o tyranii
kobiet i zniknął zadowolony w tłumie ludzi.
Chłopak bez słowa odwrócił się i
szybkim krokiem poszedł w drugą stronę.
- Hej! Poczekaj chwilę! - krzyknęła
za nim Riuuk.
Wszedł w wąski przesmyk między
kamieniczkami. Minął kilka niewielkich straganów z podejrzanym
towarem i wyszedł z alejki, po czym wspiął się po schodach na
stary, kamienny mostek prowadzący nad zatłoczoną ulicą. Riuuk
starała się dogonić go, jednak ludzie skutecznie jej w tym
przeszkadzali, tak, że kilka razy zupełnie straciła go z oczu.
- Hej! - krzyknęła głośno, gdy
drogę zajechał jej sprzedawca warzyw ze swoim wózkiem. Chłopak
zignorował ją znikając za zakrętem. Gdy tylko miała okazję
pobiegła za nim. Weszli w kolejną dziwną ulicę. Sieroty i
bezdomni leżeli pod obdartymi ścianami, podejrzani mężczyźni
ukrywali się w cieniu, a szczury przemykały im pod nogami.
- Killian! - postawa chłopaka
zaczynała ją już powoli denerwować. Chciałaby powiedzieć mu to
w twarz, jednak ciągle był te kilka metrów przed nią, z jakiegoś
powodu z łatwością omijając tłum ludzi, przez który ona ledwo
się przeciskała. Zobaczyła, jak jakieś dziecko łapie go wątłą
rączką za nogawkę i szepce coś cicho. Zignorował je i poszedł
dalej, skręcając w jeszcze głębszą plątaninę uliczek. Szybko
wygrzebała monetę z sakiewki i rzuciła chłopcu mijając go
pośpiesznie. Dobiegła w końcu do Killiana.
- Słuchaj – zaczęła. - Wiesz w
ogóle gdzie idziemy? Znaczy, wychowałeś się tu, więc...
Drogę zagrodził jej pulchny mężczyzna.
Jej towarzysz nie zatrzymał się, ani na sekundę, by zobaczyć, co
się dzieje.
- Mam tego dosyć! - krzyknęła i
odepchnęła grubasa.
Staranowała tłum przechodniów,
dopychając się do chłopaka. Złapała go za ramię i szarpnięciem
zmusiła, by na nią spojrzał.
- Co ty odwalasz? - wysapała
zdyszana.
- Idę...? - skwitował ironicznie.
Miała go właśnie po raz kolejny
opieprzyć. Ale coś nie grało jej w jego postawie. Jeszcze kiedy
byli na statku zachowywał się dziwnie. Puściła jego ramię i
skrzyżowała ramiona na piersi.
- Mów, o co biega – powiedziała
spokojnie.
Spojrzała na niego. Jego oczy były
inne niż zwykle. Żadnego drwiącego blasku. Tylko błękit
przyćmiony niepokojem.
- Słuchaj – zaczął. -
Powiedzmy, że ja i lokalna władza jesteśmy trochę...
"poprztykani".
Podniosła brwi, obrzucając go
spojrzeniem z cyklu "no co ty nie powiesz".
- Poza tym – kontynuował. - Nie
przepadam za tym miejscem. Wolałbym wszystko szybko załatwić i
spieprzać stąd jak najszybciej.
Uśmiechnął się. Tak w swoim stylu.
Ironicznie, drwiąco i z pogardą. Miała wrażenie, że jego oczy
błysnęły przez chwilę starym błyskiem, który dobrze znała.
Tak, był przez moment tym samym wkurzającym kolesiem co zwykle. Z
jakiegoś powodu poczuła ulgę w sercu.
- Spoko – mruknęła. - Prowadź.
Tylko wolniej.
Zaśmiał się.
- Ależ przepraszam niedogodności,
wasza wysokość – ukłonił się teatralnie i ruszył przed
siebie.
- Tak w ogóle – zaczął po chwili.
- Jednak mnie dzisiaj uratowałaś. A tak się odgrażałaś, że
nie ruszysz palcem jak mnie coś opęta.
Parsknął śmiechem.
- Nie mogłam pozwolić, żeby coś
cię zabiło! Dyro by mnie wywalił! - krzyknęła, czując jak na
policzki wypływa jej delikatny rumieniec.
- Jasne! Przyznaj się, że tak
naprawdę mnie lubisz – uśmiechnął się teatralnie i
ironicznie, pokazując śnieżnobiałe zęby.
- Zduraniałeś! - uderzyła go w
tył głowy, by spuścił z niej spojrzenie błękitnoszarych oczu.
- Proszę, oto wasz pokój –
młoda, skąpo ubrana recepcjonistka otworzyła kluczem obdarte
drzwi.
Ich oczom ukazał się niewielki
pokój. Stara tapeta zżółkła już i zaczęła odłazić
szerokimi płatami w miejscach, gdzie panowała wilgoć. Dwa
drewniane krzesła stały na poobijanej podłodze, koło
poskręcanego z desek, prowizorycznego regału. W małym oknie
wisiały postrzępione zasłony, niegdyś w prawdopodobnie kolorze
intensywnej, krwistej czerwieni, teraz wyblakłe i smętne.
Jednak nie to przykuło ich uwagę.
Oboje przerażeni gapili się na
stojące w rogu małżeńskie łóżko.
Spojrzeli po sobie i ledwo
powstrzymali parsknięcie.
Riuuk obróciła się do dziewczyny,
gotowa jej zrobić awanturę, ale Killian, dał jej znak ręką, by
siedziała cicho.
- Także no... Rozgośćcie się –
mruknęła recepcjonistka.
Riuuk popatrzyła na nią z wyrzutem i
weszła do pokoju.
Dziewczyna w drzwiach spojrzała na
Killiana i przysunęła się do niego.
- Wiesz co, jak ci się znudzi ta
twoja spięta panienka, to ja jestem na dole – mruknęła,
przyciskając obfity biust do jego ramienia.
- Jeśli tylko tak się stanie –
powiedział pochylając się do niej – to będziesz pierwszą
osobą, do której się zgłoszę.
Uśmiechnął się do niej z góry.
- Nie jestem zbyt cierpliwa –
wydęła usta i oparła dłoń na jego pasku od spodni. - Więc się
pośpiesz, bo stracisz.
Po tych słowach odeszła kołysząc
biodrami.
Killian zaśmiał się pod nosem.
- Jak by było co tracić –
parsknął ironicznie.
Zamknął za nią drzwi.
- Śpisz na podłodze –
powiedziała od razu Riuuk, która siedziała już na łóżku i
rozczesywała włosy. – Przed drzwiami była wycieraczka, jakby
podłoga okazała się za twarda dla twojego ego.
- Jak dla mnie wszystko jest lepsze
od spania z TOBĄ – powiedział.
Zdjął koszulę i rzucił ją na
krzesło. Miał na sobie tylko szarą, obcisłą koszulkę bez
rękawów. Przeciągnął się, ziewając głośno.
- Nawet ta dziewczyna? - parsknęła
Riuuk, rozczesując grzywkę.
- Oj no weź – zaśmiał się,
grzebiąc w plecaku. - Chyba nie wzięłaś tego na serio.
- Często tak robisz? Bawisz się
czyimiś uczuciami?
- Tyle co wszyscy – odkręcił
butelkę wody i pociągnął spory łyk. - Ale ja się z tym, w
przeciwieństwie do reszty, nie kryję. Zresztą, to taki sam typ
człowieka. Tak naprawdę też ma mnie gdzieś.
Riuuk nie odezwała się. Wyciągnęła
do niego rękę, by podał jej wodę.
- Skąd ty w ogóle wytrzasnąłeś
tak obrzydliwe miejsce?
- Przyjechaliśmy na włam. A tutaj
nawet nie prowadzą spisu gości. Ciężej będzie nas namierzyć,
jak już wyjedziemy. Oczywiście, ta laska jest świadkiem, ale... w jej pamięci zostaniemy jako parka nastolatków, która uciekła z domu i szlaja się teraz po tanich hotelach, wierząc w miłość do końca życia.
Rozpuścił włosy i potrzepał głową
na boki. Fala jasnych kosmyków opadła mu na twarz. Przeczesał je
i luźno związał gumką.
Riuuk tym czasem wyciągnęła z
plecaka prowiant. Wzięła w dłonie spory słoik z mięsem w sosie,
podsunęła chłopakowi pod nos i jednym ruchem odkręciła wieczko.
<Wiedziałem!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz