czwartek, 8 września 2016

Niemagiczni cz.7 (Killian)

    Potarł głowę i jęknął.
    Rozejrzał się wokoło.
    Nie bardzo wiedział, co się przed chwilą stało.
    Po pokładzie walały się kawałki drewna z połamanej barierki i wszystko oblepione było śluzem.         Na drugim końcu pokładu leżała Riuuk. Starzec ocucał ją właśnie magicznym zaklęciem. Po chwili poruszyła się lekko. Zamrugała i podniosła się powoli, masując obolałą głowę. Z rany na czole cienkim strumieniem sączyła się krew, która oblepiła jej teraz palce.
    - Spokojnie, panienko. Powinnaś się teraz położyć i poczekać, aż... - zaczął przewoźnik.
    Jednak dziewczyna nie dała mu skończyć.
    W mgnieniu oka poderwała się i jednym susem doskoczyła do Killiana.
    Złapała go za kołnierz i szarpnęła w swoją stronę.
    - Ty pieprzony debilu! - wrzasnęła i z całej siły uderzyła go pięścią w twarz.
    Siła ciosu sprawiła, że jego głowa gwałtownie odskoczyła w bok.
    - Co ty sobie, do jasnej cholery, wyobrażałeś?! Chciałeś tu zginąć?! Mówiłam, żebyś przestał zachowywać się jak bezmózgi palant, ale do takiego idioty jak ty nic nie dociera! Naraziłeś na niebezpieczeństwo nas wszystkich! I jak twoim zdaniem mieliśmy się bronić?! Nie mamy żadnej broni, a musieliśmy walczyć z jakąś pierdoloną, przerośniętą rybą! Powinnam jej pozwolić wypruć ci wszystkie flaki...! Do jasnej cholery, jesteś jednym, wielkim, pierdolonym problemem! Dlaczego musiałam trafić tu z takim wkurwiającym bucem?! Na wszystkich patrzysz z góry, a sam nic nie potrafisz zrobić porządnie i...!
    - To ja może... nie będę przeszkadzał – mruknął przewoźnik z tuszującym przerażenie uśmiechem na ustach i zaczął powoli wycofywać się w kierunku budki sternika.
     Sam chciał zwrócić chłopakowi uwagę... ale nie miał chyba nic do dodania. Riuuk obróciła się do niego i ukłoniła w tradycyjny sposób.
    - Bardzo dziękujemy za pomoc. Przepraszam za mojego głupiego towarzysza. To się już nie powtórzy – powiedziała, składając ręce na kolanach.
    - Ależ nic się nie stało, na przyszłość bądźcie po prostu bardziej ostrożni – powiedział pospiesznie znikając w kajucie.
    Riuuk obróciła się z powrotem do chłopaka. Krzyczała coś. Głowa bolała go i nie miał siły wsłuchiwać się w to, co mówiła. Widział, jak wściekła jest. Jej oczy błyszczały gniewnie i wyglądały jak pochmurne niebo, a źrenice zwęziły się. Strużka krwi spływała z czoła po śnieżnobiałej skórze. Kruczoczarne włosy były poplątane i opadały niezgrabnymi kosmykami na twarz. Zobaczył, że na policzkach i nosie miała lekko zdartą skórę. Lawina przekleństw wysypywała się z jej ust, kiedy w gniewie szarpała go za koszulę.
    - Przepraszam – powiedział, kiedy zrobiła przerwę, by złapać oddech.
    Dziewczyna zesztywniała na chwilę.
    - Słucham?
    - Przepraszam – powtórzył nieco ciszej i podniósł na nią oczy. - Masz rację, zachowałem się jak ostatni debil.
    Parsknęła.
    - Jeśli myślisz, że spławisz mnie, udając, że ci żal... - wysyczała, ale puściła jego koszulę.
    - Nie udaję – mruknął przez zęby i poprawił kołnierz. - Umiem przyznać się do błędu.
    Potarł piekący z bólu policzek. Z jakiegoś powodu dokuczał mu bardziej niż głowa. Nagle poczuł na twarzy czyjąś dłoń. Riuuk pogładziła palcami brzegi jego plastra, zakrywającego tatuaż. Znowu się odkleił.
    - Bardzo oberwałaś?
    Dziewczyna potarła dłonią czoło.
    - Nie, już w porządku. Krew przestała lecieć.
    - To super. Przykro mi, że cie naraziłem.
    Dziewczyna wyczuła w jego słowach nutkę ironii. Chciała to skomentować, ale chłopak podniósł się niezgrabnie i trzymając się barierki odszedł od niej.
  

  Killian siedział w kabinie ze starym przewoźnikiem. Riuuk przyglądała się im z daleka. Chłopak miał widocznie dużo lepszą gadane od niej, bo od czasu do czasu słyszała, jak śmieją się we dwoje. Parsknęła. W złodziejskiej branży tego typu umiejętności pewnie się przydają. Ona nie musi rozmawiać ze swoimi ofiarami. Zresztą co miało znaczyć to na końcu?! Z jednej strony czuła, że rzeczywiście dostrzegł swój błąd, ale i tak potraktował ją swoją ironiczną gadką. Westchnęła. Nienawidziła tego typu ludzi.
    Nagle usłyszała zbliżające się kroki. Killian podszedł do miejsca, w którym siedziała i oparł się o barierkę. Nie odzywał się, tylko uparcie wpatrywał w jakiś punk. Obróciła się i zobaczyła majaczący na horyzoncie zarys portu. Za kilka minut powinni być na miejscu.
    Podniosła się i oparła na barierce obok chłopaka. Przyjrzała się mu kątem oka. Wydawał się jej dziwnie spięty. Mimo że starał się zachować luźną postawę, widziała, jak pod koszulą napinają mu się wszystkie mięśnie. Zmarszczył brwi i wysunął szczeknę delikatnie do przodu. Już podczas spotkania z dyrektorem, zauważyła, że robi to zawsze, gdy jest zdenerwowany. Pięści zaciskał tak mocno, że pobielały mu kostki. Myślami wydawał się być kompletnie gdzie indziej.
    - Jaki jest plan? - zapytała.
    - Hm? - zamrugał, wytrącony z rozmyślań.
    - Co robimy po przyjeździe do stolicy?
    - A, tak... - przetarł dłonią oczy, żeby zebrać myśli. - Znajdziemy jakiś hotel, żeby się przespać, a od jutra zaczniemy szukać informacji o mapie. Potem się zobaczy.
    - Dobra... Twoja rodzina nas nie przenocuje?
    Powieki delikatnie mu drgnęły.
    - Nie sądzę.
    - Jasne...
    Stali chwilę w milczeniu. Mijali inne łódki i mniejsze statki. Port był bardzo blisko i widzieli już dokładnie wysokie, murowane kamieniczki, które w nim stały. Zza nich sterczały stojące głębiej wieże i wyższe budynki. Nawet tutaj dobiegał ich szmer rozmów wielu ludzi i dźwięki granej na ulicy muzyki. W dali na wysokim wzgórzu majaczył zarys zamku królewskiego. Zabudowania stolicy ciągnęły się po stromiźnie pod same jego mury. Riuuk wychylała się, żeby dokładniej przyjrzeć się wszystkiemu. Bywała już w wielu miejscach, ale to jej pierwsza wizyta w stolicy. Killian ani drgnął pogrążony we własnych myślach.
    Nienawidził tego miejsca. Od czasu ucieczki z placu egzekucyjnego siedem lat temu, nie był tutaj ani razu. I do tej pory miał nadzieję, że to się nie zmieni. Poczuł dreszcz na plecach, przypominając sobie tamte wydarzenia. Szorstki sznur na szyi, słone łzy na policzkach, paranoiczne krzyki ludzi. Potem przed oczami stanęła mu upita matka obciskająca się z kolejnym obcym facetem, ojczym bijący zapłakaną dziewczynę, za to, że nie zadowoliła klienta i Ben z ogromnym, żelaznym młotkiem, grożący, że rozwali mu łeb.
    Schował twarz w dłoniach i westchnął głęboko. Dobiegające z portu krzyki i muzyka doprowadzały go do szału. Ci wszyscy ludzie, niby tacy szczęśliwi i dobrzy. A gdy tylko mają okazje kogoś udupić, zrobią to z największą satysfakcją. Te gówniarze, na pierwszy rzut oka takie pocieszne i niewinne, ale gdy ich rodzice nie patrzą, z uśmiechem na ustach obrzucą kamieniami inne dziecko, krzycząc, że jego matka jest dziwką. Będą na nie pluć, kopać je i przytapiać w rzece. A jeśli spojrzy na to ktoś z dorosłych, to z obojętnym spojrzeniem każe im nie zadawać się z dzieckiem prostytutki.
    Nie dotykaj gówna.
    - Ej... - miękki, obojętny głos wyrwał go z rozmyśleń. - Coś się stało? Wyglądasz, jakbyś ciągle był pod wpływem tej wodnej pokraki.
    - Nic mi nie jest – mruknął.
   - Serio? - pochyliła głowę i fala czarnych włosów opadła jej na ramię. - Zacytuję jednego debila, którego znam. "Mnie nie oszukasz".
    Parsknął.
    - Nic. Mi. Nie. Jest – wycedził.
    Nie miał ochoty na czcze gadki. Ta dziewczyna pewnie i tak była jak wszyscy.
    Popatrzyła na niego, po czym wzruszyła ramionami i odwróciła się, by dalej podziwiać ogromny port królewski.

    Zapłacili starcowi, dodając spory napiwek, by wynagrodzić zniszczenia, które spowodowała walka. Udobruchany w ten sposób, dowcipnie pogroził palcem Killianowi, by na przyszłość bardziej uważał, rzucił jakiś żart o tyranii kobiet i zniknął zadowolony w tłumie ludzi.
    Chłopak bez słowa odwrócił się i szybkim krokiem poszedł w drugą stronę.
    - Hej! Poczekaj chwilę! - krzyknęła za nim Riuuk.
 Wszedł w wąski przesmyk między kamieniczkami. Minął kilka niewielkich straganów z podejrzanym towarem i wyszedł z alejki, po czym wspiął się po schodach na stary, kamienny mostek prowadzący nad zatłoczoną ulicą. Riuuk starała się dogonić go, jednak ludzie skutecznie jej w tym przeszkadzali, tak, że kilka razy zupełnie straciła go z oczu.
    - Hej! - krzyknęła głośno, gdy drogę zajechał jej sprzedawca warzyw ze swoim wózkiem. Chłopak zignorował ją znikając za zakrętem. Gdy tylko miała okazję pobiegła za nim. Weszli w kolejną dziwną ulicę. Sieroty i bezdomni leżeli pod obdartymi ścianami, podejrzani mężczyźni ukrywali się w cieniu, a szczury przemykały im pod nogami.
    - Killian! - postawa chłopaka zaczynała ją już powoli denerwować. Chciałaby powiedzieć mu to w twarz, jednak ciągle był te kilka metrów przed nią, z jakiegoś powodu z łatwością omijając tłum ludzi, przez który ona ledwo się przeciskała. Zobaczyła, jak jakieś dziecko łapie go wątłą rączką za nogawkę i szepce coś cicho. Zignorował je i poszedł dalej, skręcając w jeszcze głębszą plątaninę uliczek. Szybko wygrzebała monetę z sakiewki i rzuciła chłopcu mijając go pośpiesznie. Dobiegła w końcu do Killiana.
    - Słuchaj – zaczęła. - Wiesz w ogóle gdzie idziemy? Znaczy, wychowałeś się tu, więc...
    Drogę zagrodził jej pulchny mężczyzna. Jej towarzysz nie zatrzymał się, ani na sekundę, by zobaczyć, co się dzieje.
    - Mam tego dosyć! - krzyknęła i odepchnęła grubasa.
    Staranowała tłum przechodniów, dopychając się do chłopaka. Złapała go za ramię i szarpnięciem zmusiła, by na nią spojrzał.
    - Co ty odwalasz? - wysapała zdyszana.
    - Idę...? - skwitował ironicznie.
    Miała go właśnie po raz kolejny opieprzyć. Ale coś nie grało jej w jego postawie. Jeszcze kiedy byli na statku zachowywał się dziwnie. Puściła jego ramię i skrzyżowała ramiona na piersi.
    - Mów, o co biega – powiedziała spokojnie.
   Spojrzała na niego. Jego oczy były inne niż zwykle. Żadnego drwiącego blasku. Tylko błękit przyćmiony niepokojem.
    - Słuchaj – zaczął. - Powiedzmy, że ja i lokalna władza jesteśmy trochę... "poprztykani".
    Podniosła brwi, obrzucając go spojrzeniem z cyklu "no co ty nie powiesz".
   - Poza tym – kontynuował. - Nie przepadam za tym miejscem. Wolałbym wszystko szybko załatwić i spieprzać stąd jak najszybciej.
    Uśmiechnął się. Tak w swoim stylu. Ironicznie, drwiąco i z pogardą. Miała wrażenie, że jego oczy błysnęły przez chwilę starym błyskiem, który dobrze znała. Tak, był przez moment tym samym wkurzającym kolesiem co zwykle. Z jakiegoś powodu poczuła ulgę w sercu.
    - Spoko – mruknęła. - Prowadź. Tylko wolniej.
   Zaśmiał się.
   - Ależ przepraszam niedogodności, wasza wysokość – ukłonił się teatralnie i ruszył przed siebie.
   - Tak w ogóle – zaczął po chwili. - Jednak mnie dzisiaj uratowałaś. A tak się odgrażałaś, że nie ruszysz palcem jak mnie coś opęta.
    Parsknął śmiechem.
    - Nie mogłam pozwolić, żeby coś cię zabiło! Dyro by mnie wywalił! - krzyknęła, czując jak na policzki wypływa jej delikatny rumieniec.
    - Jasne! Przyznaj się, że tak naprawdę mnie lubisz – uśmiechnął się teatralnie i ironicznie, pokazując śnieżnobiałe zęby.
    - Zduraniałeś! - uderzyła go w tył głowy, by spuścił z niej spojrzenie błękitnoszarych oczu.


    - Proszę, oto wasz pokój – młoda, skąpo ubrana recepcjonistka otworzyła kluczem obdarte drzwi.
    Ich oczom ukazał się niewielki pokój. Stara tapeta zżółkła już i zaczęła odłazić szerokimi płatami w miejscach, gdzie panowała wilgoć. Dwa drewniane krzesła stały na poobijanej podłodze, koło poskręcanego z desek, prowizorycznego regału. W małym oknie wisiały postrzępione zasłony, niegdyś w prawdopodobnie kolorze intensywnej, krwistej czerwieni, teraz  wyblakłe i smętne.
    Jednak nie to przykuło ich uwagę.
    Oboje przerażeni gapili się na stojące w rogu małżeńskie łóżko.
    Spojrzeli po sobie i ledwo powstrzymali parsknięcie.
    Riuuk obróciła się do dziewczyny, gotowa jej zrobić awanturę, ale Killian, dał jej znak ręką, by siedziała cicho.
    - Także no... Rozgośćcie się – mruknęła recepcjonistka.
    Riuuk popatrzyła na nią z wyrzutem i weszła do pokoju.
    Dziewczyna w drzwiach spojrzała na Killiana i przysunęła się do niego.
    - Wiesz co, jak ci się znudzi ta twoja spięta panienka, to ja jestem na dole – mruknęła, przyciskając obfity biust do jego ramienia.
    - Jeśli tylko tak się stanie – powiedział pochylając się do niej – to będziesz pierwszą osobą, do której się zgłoszę.
    Uśmiechnął się do niej z góry.
    - Nie jestem zbyt cierpliwa – wydęła usta i oparła dłoń na jego pasku od spodni. - Więc się pośpiesz, bo stracisz.
    Po tych słowach odeszła kołysząc biodrami.
    Killian zaśmiał się pod nosem.
    - Jak by było co tracić – parsknął ironicznie.
    Zamknął za nią drzwi.
    - Śpisz na podłodze – powiedziała od razu Riuuk, która siedziała już na łóżku i rozczesywała włosy. – Przed drzwiami była wycieraczka, jakby podłoga okazała się za twarda dla twojego ego.
    - Jak dla mnie wszystko jest lepsze od spania z TOBĄ – powiedział.
    Zdjął koszulę i rzucił ją na krzesło. Miał na sobie tylko szarą, obcisłą koszulkę bez rękawów. Przeciągnął się, ziewając głośno.
    - Nawet ta dziewczyna? - parsknęła Riuuk, rozczesując grzywkę.
    - Oj no weź – zaśmiał się, grzebiąc w plecaku. - Chyba nie wzięłaś tego na serio.
    - Często tak robisz? Bawisz się czyimiś uczuciami?
  - Tyle co wszyscy – odkręcił butelkę wody i pociągnął spory łyk. - Ale ja się z tym, w przeciwieństwie do reszty, nie kryję. Zresztą, to taki sam typ człowieka. Tak naprawdę też ma mnie gdzieś.
    Riuuk nie odezwała się. Wyciągnęła do niego rękę, by podał jej wodę.
    - Skąd ty w ogóle wytrzasnąłeś tak obrzydliwe miejsce?
    - Przyjechaliśmy na włam. A tutaj nawet nie prowadzą spisu gości. Ciężej będzie nas namierzyć, jak już wyjedziemy. Oczywiście, ta laska jest świadkiem, ale... w jej pamięci zostaniemy jako parka nastolatków, która uciekła z domu i szlaja się teraz po tanich hotelach, wierząc w miłość do końca życia.
    Rozpuścił włosy i potrzepał głową na boki. Fala jasnych kosmyków opadła mu na twarz. Przeczesał je i luźno związał gumką.
    Riuuk tym czasem wyciągnęła z plecaka prowiant. Wzięła w dłonie spory słoik z mięsem w sosie, podsunęła chłopakowi pod nos i jednym ruchem odkręciła wieczko.

<Wiedziałem!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz