Obudziła się po kilku godzinach.
Magiczne wspomaganie, którego używała,
nie pozwalało jej spać dłużej. Przeciągnęła się cicho i
przetarła oczy.
Dopiero teraz zauważyła, że chłopaka
nie ma koło niej. Przez chwilę wydawało się jej, że cała
sytuacja, która się wcześniej wydarzyła, tylko się jej
przyśniła. Zorientowała się jednak, że miejsce koło niej wciąż
jest ciepłe.
Podniosła wzrok i z ulgą zobaczyła,
że chłopak stoi w otwartym oknie, plecami do niej. Opierał się o
stary parapet, paląc papierosa. Wygrzebała się spod kołdry i
poczuła na skórze nocny chłód. Zobaczyła, że wciąż ma na
sobie tylko sportowy biustonosz dla assasynów. Zaczęła grzebać w poszukiwaniu bluzki.
Chłopak odwrócił się, słysząc
szmer.
- O, wstałaś, księżniczko.
Podniosła na niego wzrok. Czuła, że
na twarz występuje jej lekki rumieniec. Co się właściwie stało
wczorajszego wieczoru? Dlaczego powiedziała mu o tym wszystkim? Była
aż tak zdesperowana? Brzemię okazało się zbyt ciężkie, by nieść
je samemu? A może tak strasznie chciała udowodnić mu, że życie
nie doświadczyło go aż tak bardzo, jak myśli?
- Widziałeś moją bluzkę? -
zapytała.
Pokręcił głową i rzucił jej swoją
koszulę z krzesła.
- Częstuj się – mruknął,
obracając się z powrotem do okna.
Ujęła w ręce szorstki, znoszony
materiał. Koszula wydawała się być bardzo ciepła. Założyła ją
na siebie po chwili wahania. Pachniała lekko potem, papierosami i
lasem. Zapięła guziki pod samą szyję, by zakryć wszystkie blizny.
Koszula była sporo za duża, sięgała jej za pośladki, a rękawy
całkowicie zakrywały dłonie. Otuliła się nią szczelnie, czując
jak ogrzewa jej ciało.
Zsunęła się z łóżka i podeszła
do chłopaka.
Oparła się na parapecie koło niego i
patrzyła, jak dopala papierosa.
Uważała to za obrzydliwy nawyk. I
może dlatego nie zdziwiła się, że pali. Chyba był takim typem
człowieka – robiącym dokładnie te rzeczy, które denerwowały ją
najbardziej.
Uśmiechnęła się mimowolnie.
Słuchał jej. Słuchał jej bardzo
uważnie. Nie przerywał, nie komentował. Nie krytykował, ani nie
powtarzał, jak mu jej żal. Po prostu wysłuchał i przytulił.
Czuła, że rozumiał. Dzięki temu pierwszy raz od dawna czuła się
wolna. Jakby cały ciężar, który przez ostatnie kilka lat
przygniatał ją do ziemi, zniknął, a ona była znów lekka i
silna. I pierwszy raz od dawna przespała kilka godzin, nie budzona
przez koszmary. Tak po prostu. Przespała snem twardym i zdrowym.
- Czemu nie śpisz? - zapytała.
- Tak jakoś – mruknął.
- Tak jakoś? Całą drogę
marudziłeś, że jesteś niewyspany, a teraz zwlekasz się z łóżka
po kilku godzinach?
Parsknął.
- Mówiłem, że spanie z tobą to
ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę – uśmiechnął się
ironicznie.
Zgasił papierosa na parapecie.
Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z niej kolejnego.
- Coś cię gryzie – stwierdziła,
obserwując, jak wsuwa go sobie do ust.
- Po czym wnosisz?
- Nie śpisz. I zdążyłeś już
zapalić dwa papierosy, odkąd tu stoję.
- Trauma – uśmiechnął się,
wydychając dym w jej stronę i patrząc jak kaszle. - Tak me
niewinne, chłopięce serce reaguje na ckliwe historyjki.
Wstrzymała oddech. Ręce zacisnęły
się jej w pięści, a oczy zaszły mgłą.
- Nabijasz się ze mnie –
wysyczała.
Zauważyła zdziwienie na jego twarzy.
Nagle ironiczny błysk zniknął z jego oczu, a spojrzenie
złagodniało.
- Przepraszam – powiedział,
chowając twarz w dłoniach. - Serio, ja... Wyczucie nie jest moją
mocną stroną.
Nie odpowiedziała.
- Przepraszam – powtórzył,
odwracając się do niej. - Naprawdę, przykro mi z powodu tego, co
cię dotknęło. Współczuję ci.
Nie wiedziała, czy to co mówi jest
szczere, czy znowu udaje. Spojrzała mu w oczy i tym razem nie
znalazła w nich cienia ironii. Rozluźniła mięśnie.
- To dziwne – powiedziała,
opierając się na framudze okna – że złodziej potrafi
przepraszać. I współczuć. Ciężko mi w to uwierzyć.
- Wiesz, nie zawsze byłem
złodziejem – zaśmiał się.
- Czyżby?
- No dobra, zawsze.
- Nie wymiguj się.
Podeszła do łóżka i usiadła na
brzegu.
Podnosiła na niego oczy i zauważyła,
że w nocy spadł mu plaster z policzka. Ciągle miał na sobie
koszulkę bez rękawów. Widziała teraz dokładnie jego umięśnione
ręce, pokryte bliznami i tatuażami.
- Teraz twoja kolej. Opowiedz mi o
sobie.
Parsknął, odwracając wzrok.
- Darujmy sobie. Nic ciekawego.
Przeklął cicho, zauważając, że
wypalił mu się papieros. Zgasił go na parapecie.
Gdy podniósł głowę, zauważył, że
dziewczyna wbija w niego ciekawskie spojrzenie.
- Co się gapisz?
- Możesz zaczynać – zachęciła
go gestem ręki.
- Nie ma. O czym. Gadać –
powiedział, krzyżując ręce na piersiach.
- Ja opowiedziałam ci o sobie –
mruknęła, przemilczawszy fakt, że zrobiła to bardziej dla
siebie, niż dla niego. - Powiedziałam ci, dlaczego mnie wkurzasz.
Teraz twoja kolej.
- Tylko że ja nie mam w zanadrzu
patetycznej historii o dziedzictwie i tragedii wielkiego rodu,
poszukiwaniu własnej tożsamości i innych pier... Przepraszam.
- Właśnie o tym mówię –
parsknęła. - Uważasz się za nie wiadomo kogo, bo złamałeś o
kilka praw za dużo. Nie wiesz nic o prawdziwym cierpieniu. O
brzemieniu, które dźwigają inni ludzie, podczas gdy ty flirtujesz
z pierwszą lepszą ździrą. Jedyne na co cię stać to ironia.
Odruchowo potarła się po ramionach,
naznaczonych szramami pełnymi bolesnych wspomnień i cierpienia.
Napotkała jednak grubą, ciepłą tkaninę. Gdy się nią otuliła,
poczuła jak ogarnia ją spokój.
Nagle usłyszana, jak chłopak się
śmieje. Po swojemu.
Drwiąco i gburowato.
- Panie i panowie! - krzyknął,
rozkładając ręce. - Killian Flynn, złodziej, najemnik, dziwkarz
i manipulant. Jedyne, co go interesuje to kasa, puste laski i
nadymanie swojego ego! Życiowy nieudacznik i chodzące gówno...!
Ukłonił się teatralnie.
- To jest to, co o mnie myślisz,
tak?! - zapytał z wyrzutem.
Nie odpowiedziała. Spuściła tylko
wzrok, szukając odpowiednich słów.
- Wiesz... - zaczęła.
- No ale czego spodziewać się po
panience z wielkiego rodu! Przecież jest tylko jeden rodzaj
cierpienia, taki, który przeżyła ona sama! Jakiś pierdolony typ
bez perspektyw nie może się umywać do jej, kurwa, brzemienia!
Poderwała się w jednej chwili.
- O co ci, do cholery jasnej,
cho...!
- Straciłaś swoją rodzinę –
przerwał jej. - I ciebie to boli. A co ty na to, jak ci powiem, że
ja swoją bardzo chętnie zobaczyłbym w grobach?!
Wstrzymała oddech i zastygła w
połowie ruchu.
- Każdego wieczora modliłem się,
żeby moja matka rano nie wstała. Żeby wykitowała w nocy. A
następnego dnia ona budziła mnie kopniakiem w mordę, żebym
posprzątał rzygi po jej kliencie, bo się za bardzo najebał!
Wiesz co mi mówiła?! Że to moje śniadanie.
Przerwał na chwilę. Wyglądał
inaczej niż zwykle. Jego oczy nie błyszczały pogardą, tylko
żalem. Usiadła z powrotem.
Wiedziała, że teraz to jej kolej,by
słuchać.
- Moja matka była dziwką.
Prowadziła z mężem ten zasrany interes... Ja jestem dzieckiem z
przypadku, rozumiesz? Wypadkiem, przy pracy. Nie wiem, po jaką
cholerę mnie urodziła. Pewnie sama tego nie wie – parsknął.-
Ojca nie znałem. Pewnie nawet nie wie, że istnieję. Albo do teraz
płaci łapówki, żeby matka nie powiedziała jego żonie.
Przeżyłem tylko dlatego, że którejś z dziewczyn odpalał się
czasem instynkt macierzyński. Każdego dnia kto inny kładł mnie
do snu, kto inny karmił, czy przewijał. Czasem nikt. A na pewno
nie własna matka.
Oparł się o ścianę i zsunął na
ziemię. Położył ręce na zgiętych kolanach i zwiesił głowę.
Dalej mówił już ciszej, przez zęby, ochrypłym głosem.
- Ojczym generalnie miał mnie w
dupie, dopóki nie plątałem mu się pod nogami. Wtedy była
rzeź... Bałem się go. Miałem też starszego brata, przyrodniego,
ale... - westchnął. - Niby byliśmy w tej samej sytuacji, tylko on
sobie ubzdurał, że podliże się rodzicom, że go zaakceptują,
czy coś. Cholera, jakim on był pierdolonym sadystą.
Zauważyła, że potarł jedną z
blizn.
- Uwielbiał męczyć zwierzęta. Od
pewnego momentu zabijał bezpańskie psy i koty. Ale to mu się w
końcu znudziło... Wiesz co mi powiedział, jak pierwszy raz
przypieprzył mi rozwaloną bluetką? - podniósł na nią szare
oczy. - Że nie może tak robić zwierzętom, bo one nie krzyczą.
Riuuk podniosła się i usiadła na
ziemi koło niego. Oparła mu głowę na ramieniu, chcąc w ten
sposób dodać otuchy.
- W mieście ludzie też nie
specjalnie za mną przepadali. Kto by chciał się zadawać z kimś
takim? Dzieciakom rodzice zabraniali w ogóle ze mną rozmawiać. A
jak zagadywały, to tylko po to, by mnie wyśmiać... Wiesz, byłem
straszną pierdołą – zaśmiał się głucho. - Wszystkim dawałem
sobą poniewierać. Prawie codziennie dostawałem wpierdol. Jak nie
w domu to na ulicy.
Popatrzyła na niego. Nie widziała
jego oczu, bo zasłaniała je grzywka. Zauważyła jednak, że
uśmiecha się z pogardą. Pogardą skierowaną jakby do samego
siebie.
- Uciekłem z domu mając dziesięć
lat. Było mi wszystko jedno, na której podłodze będę spał.
Chciałem ukraść tyle kasy, żeby wyjechać potem gdzieś daleko i
tam zacząć żyć bez reputacji złodzieja... - przerwał znowu. -
Co do kradzieży, to wiesz... zawsze kradłem. Jedzenie głównie,
bo i tak nikt by mi nic nie sprzedał. Zawsze tyle ile
potrzebowałem. To nie tak, że chciałem zostać... tym –
zakreślił ręką łuk w powietrzu.
- Ale zostałeś – powiedziała
cicho.
- No... tak wyszło.
Nie odzywał się przez chwilę. Bawił
się palcami.
- Raz jak coś kradłem, zauważyła
mnie taka grupa przestępcza, Falcon. Powiedzieli, że mam im pomóc
w jakimś napadzie. To było coś dużego, ale moja rola miała być
niewielka. Zgodziłem się, bo inaczej by mnie zabili... Szczerze,
to było takie moje motto. Żeby po prostu przeżyć. Trzymałem się
tego życia kurczowo, bo to wszystko co miałem. W każdym razie,
okazało się, że to był napad na zamek. Ktoś coś spieprzył i
wpadliśmy, wywiązała się walka i zginął król – nabrał
powietrza i odchrząknął.- Wtedy stanąłem na stryczku. Mój
pierwszy wyrok. Nie sięgałem nawet do sznura.
Zaczął śmiać się cicho.
- Mój brat stał w pierwszym
rzędzie, żeby zobaczyć jak zdycham – podniósł głowę,
przeczesując włosy.
- Ale uciekliście – powiedziała
Riuuk, naciągając rękawy na dłonie.
- Odbili nas – przytaknął. -
Wiesz dlaczego postanowiłem dalej kraść, zamiast się gdzieś
ukrywać do końca życia?
Przypomniała sobie siebie z czasów,
gdy straciła wszystko co miała. Wiedziała.
- Chciałeś się zemścić –
powiedziała. - Udowodnić, że wszyscy się mylili, albo stać
silniejszy.
- Blisko – popatrzył na nią. - Chciałem, żeby ludzie się
mnie bali.
Pokiwała głową. Rozumiała.
- Była kiedyś taka książka –
mówił. - O kolesiu, który robił co chciał, świetnie się bił,
nie przejmował się kompletnie niczym i przede wszystkim, brał co
mu się podobało. Nazywali go Królem Złodziei. Ja stwierdziłem,
że będę jeszcze lepszy.
- Lepszy od króla jest bóg... -
mruknęła. - Stąd Hermes.
- Te blizny – powiedział,
rozchylając ręce. - Może twoje mają znaczenie, historię, czy
przesłanie. Moje to tylko symbol wpierdolu, jaki dostałem. A
tatuaże... To są trofea. W tym biznesie pokazują, jak dobry
jesteś – znowu pogardliwy śmiech. - Czasem miałem tak, że jak
mnie łapali, i tłukli, to się nawet cieszyłem. Miałem takie
wrażenie, jakbym chociaż trochę pokutował, za to co robię...
Na początku coś mnie tam jeszcze kuło w śroku, a potem to...
Westchnął.
- Widzisz różnica miedzy nami jest
taka, że ty nosisz brzemię, którego nie jesteś w stanie
udźwignąć, a ja... ode mnie nikt nic nigdy nie wymagał. Chyba
tylko tyle, żebym zdechł w jakimś rowie. Jestem zerem. Przecież
o tym wiem. Cholera, nie musicie mi o tym wszyscy przypominać.
Zesztywniała, przypominając sobie,
co powiedziała mu jakiś czas temu.
"Jesteś jednym, wielkim,
pierdolonym problemem"
- Killian...
- Wciąż masz dom, swoją wioskę,
swojego chowańca... Masz wspomnienia z czasów, kiedy było lepiej.
Masz ludzi, który w ciebie wierzą. Jedyne co definiuje moją
wartość jako człowieka to sumy, które obiecują za moją
głowę... to właśnie dlatego, jestem... taki.
Spuściła wzrok. Nie wiedziała czy
powinna go przytulić. Złapała go więc za rękę. Poczuła jak
drgnął.
Przyjrzała się wypalonej pieczęci
królewskiej i pogładziła palcem miękką skórę blizny.
- Przepraszam – powiedziała.
Jako zabójczyni dawno nie używała
szczerze tego słowa.
<To co... chyba jesteśmy kwita?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz