sobota, 22 października 2016

Inna, niż inne cz.6 (Killian)

    Pod palcami czuł szorstką korę. Nie mógł opanować drżenia rąk. Miał wrażenie, że żołądek wywrócił się mu do góry nogami i zaraz będzie domagał się zwrotu zawartości. Zamknął oczy i starał się skupić na spokojnym oddechu. Nie chciałby teraz dostać ataku astmy.
    - I jak? Podobało się?
     Dziewczyna wbijała w niego spojrzenie niebieskich oczu. Nie mógł pozbyć się zważenia, że dostrzega w nich jakiś zawadiacki blask.
    Zaśmiał się.
    - Zajebiście - powiedział, opierając się na drzewie.
    Zauważyła, jak oblizuje wykrzywione w uśmiechu wargi. Jego oczy błyszczały ekscytacją. Drapieżnym ruchem przeczesał opadające mu na twarz włosy. 
     - Masz tam coś jeszcze, młoda? - był ewidentnie podjarany.
     Pokręciła głową.
     - Sorki, to już wszystko - uśmiechnęła się prowokacyjnie. - Miałam nadzieję, że przestraszysz się trochę bardziej.
     - Musisz się bardziej postarać - skrzyżował ręce na piersiach. - Ale to było całkiem niezłe.
     - Dzięki.
      Przyjrzała się mu z ukosa. Nie miał na sobie marynarki od mundurku, biała koszula była niedbale wsadzona do spodni, a jej rękawy podwinięte. Odsłaniały wytatuowane i pełne blizn ramiona. Spodnie były nisko na biodrach zapięte szerokim, skórzanym pasem, nogawki wsunięte w długie to kolan, czarne jak noc oficerki.
     - Swoją drogą, to u was rodzinne? - zapytał. - Riuuk też kazała się mi gonić po krzakach, jak chciałem ją o coś zapytać. Jak dla mnie dość poryta tradycja.
     - No wiesz...  - podrapała się w tył głowy. - Ja też chciałam cię przy okazji sprawdzić.
     - I jakie wnioski? - odsłonił białe zęby w kolejnym, aroganckim uśmiechu.
     Wzruszyła ramionami.
      - Jak dla mnie nic specjalnego - powiedziała ironicznie. 
      Zaśmiał się znowu.
      - Chamsko - odsunął się od drzewa. - Bardzo dobrze.
     Ukłoniła się teatralnie. Nagle w powietrzu rozległ się donośny dźwięk. Powolny, ociężały dźwięk szkolnego dzwonu. Znienawidzony przez wszystkich uczniów, oznaczał koniec spotkań i rozmów, a początek zajęć.
     - Cholera - mruknął. - Tarner mnie zabije.
     Bez zastanowienia wystrzelił przed siebie. Po chwili odwrócił się.
     - Siedemnasta w bibliotece! - krzyknął w biegu.
     Nagle w okolicach kostek przy jego butach pojawiły się ogromne, srebrzyste skrzydła. Wzbił się na nich do góry w błyskawicznym tempie, i już po chwili nie widziała go w koronach drzew. Zagwizdała z uznaniem, po czym sama zniknęła w lesie, biegnąc co sił w łapach do Akademii.


     Wbiegała co sił po schodach. Lekcje miała na trzecim piętrze. Przeklęła, potykając się już czwarty raz. Wyszła wreszcie na korytarz i przeczesując w biegu włosy, pognała przez pusty korytarz. No, prawie pusty. Zza zakrętu wyłoniło się dwoje ludzi. W jednym Cori poznała Riuuk. Miała na sobie schludnie ułożony, szkolny mundurek, czarne rajtuzy osłaniające zaorane bliznami nogi i wysokie glany. Szedł z nią nieco niższy, białowłosy chłopak.
    Cori uśmiechnęła się do dziewczyny.
    - Cześć - zagadała, zwalniając nieco.
    Riuuk zatrzymała się i wbiła w nią lodowate spojrzenie.
    - Widzę, że masz się całkiem dobrze, po wczorajszym - powiedziała bez przywitania i uśmiechnęła się pogardliwie. - Może obeszłam się z tobą zbyt delikatnie?
     Cori parsknęła cicho. A ona co?!
     - Dzięki za łaskę - uśmiechnęła się fałszywie i nie czekając na odpowiedz, poszła w swoją stronę.


     Siedemnasta wybiła już kilkanaście minut temu. Przemierzała szybkim krokiem korytarze, wciąż trącana przez innych uczniów. W rękach ściskała wygniecioną od ciągłego użytku, mapę szkoły. Westchnęła. Szuka tej biblioteki już od pół godziny. Na dodatek jest zbyt nieśmiała, by tak po prostu zapytać kogoś o drogę...
     Poczuła jakby spadł z niej ogromny ciężar, kiedy po kolejnych kilku minutach za setnymi już dzisiaj, ciężkimi drzwiami, które popchnęła, ukazały się wysokie do sufitu regały pełne książek. Wbiegła do ogromnego, pełnego mniejszych korytarzyków, schodów i pokoików, pomieszczenia. Ignorując karcące spojrzenia bibliotekarek w błyskawicznym tempie przecinała koleje alejki, w poszukiwaniu chłopaka. Przeklinała go w myślach. "W bibliotece"?! Nie mógł bardziej sprecyzować?!
      W końcu, gdy wpadła do kolejnego półpokoiku z kominkiem i głębokimi fotelami, zobaczyła go siedzącego na szerokiej kanapie. Długie nogi bezceremonialnie wyciągnął na drewnianej, zawalonej książkami ławie. Przeglądał jakiś stary atlas i zapisywał coś na jednej z setek rozrzuconych kartek.
     - Spóźniłaś się - powiedział, nie odrywając wzroku znad notatek.
     - Żartujesz?! - opadła zasapana na jeden z foteli. Z ulgą zapadła się z miękkie, głębokie siedzenie. - Jak niby miałam cię tu znaleźć?! Nie mogłeś powiedzieć dokładniej?!
     - Mogłem - uśmiechnął się, sięgając do rozłożonej przed sobą, kolejnej książki. - Ale stwierdziłem, że należy ci się za to "nic specjalnego".
      - Cham - uśmiechnęła się pod nosem.
      - Nie przesadź z tymi komplementami. 
    - Nie bądź taki skromny, należy ci się. Tego rodzaju "komplementami" mogłabym cię cały dzień obsypywać. 
      - Oj, bo się zaczerwienię. 
      Zaśmiała się, przeczesując dłonią długie włosy.
      - Swoją drogą - zaczęła, patrząc jak podnosi kubek z herbatą, by wydobyć spod niego jakieś papiery - Zawsze pracujesz w takim chlewie?
       Pisnęła, gdy dokładnie w tym momencie rzucił jej w twarz grubą książką.
       - Nie wiem o czym mówisz - parsknął, patrząc z rozbawieniem, jak masuje czoło - Zajmij się lepiej tym. Wypisz co tam uważasz za ważne.
       Oparł się z powrotem i pociągając łyk herbaty, wrócił do lektury. Ona również przewertowała kartki encyklopedii w poszukiwaniu informacji do ich prezentacji. Zagłębiła się w książce na amen i nie zdawała sobie w ogóle sprawy z upływu czasu. Nagle usłyszała kroki. Dopiero wtedy podniosła wzrok znad teksu i zorientowała się, że robi się już ciemno.
     Po chwili do pomieszczenia weszła niosąca całe naręcze książek Riuuk. Za nią z kolejnymi w pokoju pojawił się ten sam chłopak co wcześniej. Cori skrzywiła się na widok dziewczyny. 
     - Znajdź sobie swój pokój, skarbie - mruknął Killian, siorbiąc ostatnie krople herbaty i nie odrywając nawet wzroku znad notatek.
     - Przeszkadzam ci? - zapytała, stając za nim i zaglądając mu przez ramię. Zupełnie zignorowała obecność siedzącej w fotelu dziewczyny.
       - Szczerze mówiąc...
       - Ciężkie są te książki, Flynn. Bolałoby, gdyby teraz wypadły mi na twój łeb.
      - Ależ skąd, wcale nie przeszkadzasz.
      - Tak myślałam.
      - Myślę, że powinniśmy znaleźć inne miejsce, Riuuk - białowłosy chłopak wciąż stał w progu i obrzucał Killiana pełnym nieskrywanej niechęci spojrzeniem.
      - Wstydzisz się? - Killian podniósł wreszcie wzrok i zlustrował go spojrzeniem, uśmiechając się pogardliwie. - Czekaj, jak to szło? Kici kici?
      - Moje książki też są ciężkie, Flynn - powiedział tamten.
      - Tylko spróbuj.
      Riuuk westchnęła z rezygnacją i wsunęła się miedzy ławę, a kanapę, by móc usiąść. Cori przyglądała się wszystkim po kolei wyraźnie speszona. Czuła się dziwnie w tej sytuacji, niepewna relacji, które zachodzą między tymi wszystkimi ludźmi, a także zupełnie nie potrzebna w tej scence. Poprawiła się fotelu i postanowiła zignorować całą gromadkę, skupiając się na lekturze.
     Riuuk zastygła w bezruchu przyglądając się z dezaprobatą stercie książek zawalającej całą ławę. Poprawiła swoje w rękach, szukając miejsca, gdzie mogłaby je położyć.
     - Ogarnął byś to - mruknęła z wyrzutem.
     - Jak coś ci nie pasuje, to znajdź sobie inny pokój.
     Stęknął, gdy zgodnie z obietnicą, zrzuciła mu na głowę całe naręcze książek. Usiadła obok niego na kanapie, po czym przysunęła się bliżej, tak, że ich nogi się stykały. Cori przyglądała się całej sytuacji, zasłaniając książką wpełzający jej na usta uśmiech zrozumienia.
     Towarzysz Riuuk z cichym westchnieniem rezygnacji wszedł do pokoju. Odsunął ręką część książek i w wolnym miejscu położył swoje w równym, uporządkowanym według wielkości, stosiku. Dopiero wtedy zauważył siedzącą w fotelu dziewczynę. Speszył się i uśmiechnął się do niej przepraszająco. W jednym momencie stał już przy jej fotelu i ujmował ją za rękę.
     Cori zaczerwieniła się.
     - C-co jest...
     - Przepraszam za mój brak manier. Nazywam się Jefferson Lokstar. Miło mi panienkę poznać.
     - Cori -  pisnęła cicho, cała czerwona na twarzy, kiedy on ucałował wierzch jej dłoni.
     Killian parsknął, chowając twarz w książce.
     - Zamiast reagować w ten sposób - powiedział Jeff sucho, puszczając jej rękę - mógłbyś spróbować nauczyć się nieco ogłady.
     - Od ciebie? - chłopak zaśmiał się, kładąc na stole drugą nogę.
     - Obawiam się, że jestem dla ciebie zbyt niedoścignionym ideałem. Powinieneś zacząć od naśladowania kilkuletniego dziecka. To mniej więcej twój poziom.
      - Przestańcie, dobra? - zganiła ich Riuuk, zajęta porządkowaniem książek na stoliku.
      - On zaczął - mruknął Jeff, siadając w drugim fotelu.
      - Serio? I to niby ja mam mentalność gówniarza? - parsknął Killian.
      - Ogranicz te obrzydliwe, wulgarne kolokwializmy... Żeby jeszcze przy kobietach?!
      - Cisza! - Riuuk z całej siły uderzyła książką o blat.
      Cori westchnęła cicho, przewracając kolejną stronę. To będzie ciężki wieczór.

<Riuuk?><Cori?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz