środa, 12 października 2016

Niemagiczni cz.21 (Killian)

  "Przystojny..."
  Myśl odbiła się echem w jej głowie. Czując jak jej twarz zalewa rumieniec, wypchnęła go za drzwi i zatrzasnęła je błyskawicznie. Osunęła się na nich na ziemię i skuliła, łapiąc za skronie.
   Co to miało być?! Dlaczego coś takiego pojawiło się w jej głowie?! 
   Schowała twarz w dłoniach, czując piekące gorąco na policzkach. Jej serce biło szybciej... Co jest?! Przecież przed chwilą odzyskała energię, nie możliwe, żeby znowu łapała ją gorączka... Podniosła się powoli odgarniając włosy. Westchnęła cicho, próbując zebrać myśli. Musi się ogarnąć. Zdawała sobie sprawę z tego, że przez nią ich misja zawisła na włosku, a na pewno znacznie się opóźniła. Na początek musi się przebrać i zjeść coś sensownego... Opuściła wzrok na różowy sweter i dresy. Zdjęła go powoli i po odrzuceniu go na bok, zakryła piersi dłońmi, jakby ktoś mógł ją zobaczyć. Zagryzła wściekła zęby. Kolejny rumieniec wpełzł jej na policzki i miała wrażenie, że do oczu napływają łzy. Jak on mógł?! Od czasu porwania, nikt nie widział jej nagiej. Nikomu nie pozwalała się dotknąć... To była jej prywatna sfera. Nie należała do tych łatwych panienek, które pozwalają obmacywać się każdemu, kto popadnie. Skuliła się, sięgając po stanik. Wstydziła się. Jak każdy normalny człowiek. Jak każda normalna dziewczyna... Nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby pokazać się komuś bez ubrania, żeby dotykał jej, żeby... Ręce zadrżały jej, gdy zapinała zamek bluzy. Dlaczego to zrobił?! Dlaczego akurat ON?! Czuła się teraz taka obnażona, nieosłonięta. Zwyczajnie naga. 
     Zacisnęła pięści. Nie pomógł fakt, że doskonale wiedziała, że dla niego to nic nadzwyczajnego. Ile kobiet widział już w takim stanie? Wolała się nawet nie zastanawiać.
     - Ten pierdolony... - wysyczała trzęsącym głosem.
     Zabije go. Nigdy mu tego nie daruje... Pewnie będzie się z niej teraz  nabijał. Jej wargi zadrżały, gdy pomyślała, że porównuje ją teraz z tymi wszystkimi dziwkami...
    To nie ma znaczenia. Nigdy jej to nie obchodziło...
    Odetchnęła głęboko i otworzyła drzwi. Nikogo już za nimi nie było, poszła więc wąskim, jasnym korytarzem w stronę schodów, i zeszła do nich na dół. Skrzypiały lekko w rytm jej kroków. Zza ściany na dole wychyliła się młoda dziewczyna, zaalarmowana tym dźwiękiem. Zdziwiła się najpierw, ale potem uśmiechnęła się promiennie. Riuuk miała na jej temat mgliste wspomnienia. Miała gorączkę, gdy dziewczyna przychodziła do pokoju, więc nie pamiętała nic za dobrze. Odwzajemniła jednak uśmiech.
     - Obudziłaś się wreszcie! - ucieszyła się rudowłosa.
     - Tak, dziękuję bardzo za troskę, ja... - zaczęła.
     - To potem - przerwała jej tamta, ujmując jej rękę w ciepłe dłonie i zaciągnęła za sobą do kuchni. - Najpierw jedzenie.
     Weszły do jasnego, przytulnego pomieszczenia. Riuuk rozejrzała się po pokoju, a jej wzrok zatrzymała się na stojącej przy zlewie kobiecie. Tamta odwróciła się słysząc głosy i uśmiechnęła troskliwie.
    - Jak się czujesz? - zapytała, wycierając dłonie w ręcznik.
    - Dobrze. Dziękuję bardzo - opornie usiadła na wskazanym krześle. - Strasznie przepraszam za problem. To, że nas przyjęłyście, pomogłyście... Nie wiem jak moglibyśmy...
    Kobieta położyła przed nią kubek ciepłej herbaty.
    - Nie mogłybyśmy postąpić inaczej. Wyglądaliście, jakbyście przeżyli apokalipsę - nakładła jej na talerz resztek jajecznicy. - Nie mogłam was tak zostawić.
     - Dziękujemy - wsunęła sobie do ust widelec. - Naprawdę, to niesamowite.
     Popatrzyła na nie. Zwykły, ciepły dom. Mili ludzie, nie dostrzegający zła i gotowi do bezinteresownej pomocy. Walczący ze swoimi małymi problemami, jak podniesiona cena cukru, czy zalana piwnica. Tak dawno nie miała do czynienia z czymś takim. A przecież, kiedyś sama była tego częścią. Poczuła ukłucie w sercu. Nagle w jej głowie pojawił się Killian. Ciekawe jak on się z tym czuł. Nigdy nie miał... czegoś takiego. Palce mocniej zacisnęły się na widelcu. To musi boleć.
     - Gdzie jest... Killian? - podniosła wzrok znad talerza.
     Kobieta obrzuciła ją dwuznacznym spojrzeniem.
     - Siedział przy tobie cały wczorajszy dzień i noc. Wygoniłam go do salonu, żeby się trochę przespał.
     - No tak... - w sumie to dobrze. Przecież... wcale nie chciała z nim gadać, prawda?
     - Ty też wracasz do łóżka. Musisz odpoczywać. Emilly z tobą posiedzi.
     Spojrzała na dziewczynę. Uśmiech zdawał się nie schodzić z jej twarzy, a spojrzenie było wesołe i żywe. Jej kompletne przeciwieństwo.
     - Mhm - powiedziała niepewnie.
    W mgnieniu oka pochłonęła ogromną porcję jajecznicy. Czuła się dużo lepiej. Tak swojsko.
    Podniosły się i skierowały do pokoju na piętrze.
    Kiedy przechodziła obok uchylonych drzwi do salonu, zerknęła przez nie. Chłopak leżał na niewielkiej kanapie i pochrapywał cicho. Włosy wciąż były lekko wilgotne i opadały mu na twarz, łaskocząc w nos. Kichnął cicho przez sen. Zawsze wyglądał tak uroczo i niegroźnie kiedy spał. Jego delikatne, kobiece wręcz rysy, były doskonale widoczne, gdy nie marszczył twarzy w tym cynicznym, cwaniackim wyrazie. Przez to, że opierał głowę na ręce, jego policzek przybrał uroczy, pucołowaty kształt. Uśmiechnęła się nieświadomie. Musiał podwijać nogi, żeby zmieścić się na kanapie. Leżał pod grubym błękitnym kocem, który zsuwał się powoli na ziemię. 
    Minęła pokój i ruszyła dalej, mając nadzieję, że nikt nie zauważył, że w ogóle się zatrzymała.


    Siedziała na drewnianej ławeczce przed domem. Było nawet ciepło, jak na tę porę roku, ale i tak została opatulona w gruby sweter, kurtkę, czapkę, szal i owinięta w ciepły koc. Wszyscy kazali jej leżeć, ale uparła się, że potrzebuje świeżego powietrza. Mimo że udało jej się odzyskać (czy też raczej ukraść) trochę energii, to jej ciało zyskało jedynie siły do walki z chorobą. Gorączka spadła jej więc całkowicie, ale wciąż kaszlała, katar zatykał jej nos, a głowa pulsowała uporczywym bólem. Obok niej siedziała Emilly. Szczebiotała coś radośnie, gestykulując żywo i śmiejąc się głośno. Była trochę męcząca, ale w gruncie rzeczy całkiem ją polubiła. Dziewczyna miała w sobie coś takiego, że Riuuk musiała się pilnować, by nie wygadać jej wszystkich sekretów. Bardzo się różniły, ale jej otwartość sprawiała, że to nie był żadem problem. Dowiedziała się, że ma piętnaście lat i mieszka tu od urodzenia. Bardzo rzadko opuszczała mieścinę, bo stąd jest wszędzie daleko, a to, co najpotrzebniejsze można znaleźć na miejscu. Zazdrościła Riuuk jej wypraw, nauki w Akademii  i doświadczenia. A Riuuk zazdrościła jej spokojnego domu i rodziny.
     Obie patrzyły jak Killian sprawie wbija siekierę w kolejny klocek drewna, a ten rozpada się na pół. Chłopak uparł się, że chce w czymś pomóc, żeby odwdzięczyć się za przyjęcie. Zastanawiała się, czy to rzeczywiście szczera intencja, czy kolejny sposób na zachowanie pozorów.
     Pod czarną, flanelową koszulą wyraźnie rysowały się wszystkie mięśnie, kiedy zamachiwał się siekierą. Obrócił ją wprawnie w dłoniach, kładąc przed sobą kolejny kawałek. Również on z głośnym trzaskiem rozpadł się na dwa. Ciekawe, czy jest coś czego nie umiałby zrobić. Miała wrażenie, że od początku wyprawy nie było żadnej czynności, na której by się nie znał.
     Odgarnął sobie z oczu przydługą grzywkę. Pociągnął nosem. Miał lekki katar przez pracę na chłodzie. Dymki pary wzlatywały do góry, przy jego oddechach. Nos i policzki były delikatnie zaróżowione.
     - To niesamowita pomoc - powiedziała Emilly, zauważając, jak się w niego wpatruje. - Zwykle musimy szukać najemników, którzy to dla nas zrobią. Ani mama, ani ja nie jesteśmy na tyle silne. 
    Zaśmiała się.
    - A twój ojciec? - nie zdążyła ugryźć się w język.
    - Wyjechał - odpowiedziała smutno po chwili. - Był magiem. Uważał, że się tu marnuje, że tu nic nie ma... A mama nie chciała zostawiać rodzinnego sadu. Te drzewa są bardzo stare, zostały tu zasadzone przez jej przodków - westchnęła. - Większość magów i czarodziei opuściła to miejsce. Nie mieli tu pomocy, ani nikogo, kto mógłby ich uczyć. Teraz ze wszystkim musimy radzić sobie własnymi rękami.
     - To nic złego - powiedziała Riuuk. - Dzięki temu jesteś pewnie dużo bardziej zaradna niż połowa idiotów z Akademii, którzy nie umieliby zaparzyć herbaty bez jakiś czarów.
      - Serio tak myślisz? - zaśmiała się.
      - Pewnie. Zawsze mówię to, co myślę.
      - W takim razie ty i Killian musicie należeć do drugiej połowy. Nie widziałam, żebyście użyli magii odkąd się pojawiliście. Za to z zaradnością chyba u was całkiem nieźle - jakby na potwierdzenie, w powietrzu rozległ się trzask pękającego drewna.
      - My... Właśnie dlatego tu jesteśmy - zaczerwieniła się lekko. - Jesteśmy najgorsi z magii w całej szkole. Dyrektor chciał, żebyśmy się czegoś nauczyli.
     - W takim razie to chyba najgorsze miejsce, do którego moglibyście trafić.
     Zaśmiały się obie. 
    Killian podjechał w ich stronę z taczką, załadowaną po brzegi klockami drewna. Zatrzymał się i zaczął układać je przy zadaszonej ścianie, gdzie miały schnąć. Układał je na sobie w zastraszającym tempie, w równy stos.
      - Nie musisz robić tego też - Emilly poderwała się z ławki. - Poradziłabym sobie sama z mamą!
     Spojrzał na nią, uśmiechając się rozbrajająco. 
     - Tym bardziej nie mogę jako facet zostawić wam roboty, z którą dałaby sobie radę kobieta, prawda?
     - No naprawdę... - jęknęła zrezygnowała. - Poczekajcie, pójdę chociaż po herbatę.
     - Nie musisz, przecież... - ale tamta zniknęła już za rogiem budynku.
     Westchnął cicho i wrócił do swojego zajęcia.
     Zapanowała cisza, przerywana tylko odgłosem uderzających o siebie kawałków drewna.
     Riuuk spuściła wzrok.
     Po raz pierwszy od kłótni przy ognisku mięli okazję do normalnej, poważnej rozmowy.
     Na czym skończyli?
     A, tak.
     "Nigdy bym cię nie skrzywdziła". 
     Potem przytuliła się do niego, ale nie objął jej. Pamiętała, jak dławiąc się własnym płaczem osunęła się na ziemię. Czuła się taka samotna i odtrącona. Potem... chyba zmogła ją w końcu gorączka. Jakby przez mgłę kojarzyła jakieś poszczególne wydarzenia, nic konkretnego.
     Przełknęła ślinę i spojrzała na niego.
     Miała dość czekania.

<Co? Masz mi coś do powiedzenia?>
    
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz