środa, 5 października 2016

Niemagiczni cz.16 (Riuuk)

- Nie wiesz jak to jest. - Wyszeptała. Stanęła do niego tyłem i spoglądając w las owinęła się przedramionami. - Nie wiesz... - Nie była w stanie dokończyć. Minęła krótka chwila, a ona biorąc głęboki oddech zebrała się w sobie i szepnęła przerażająco pustym i beznamiętnym głosem... słowami tak odległymi wydusiła. - ,, Z tej drogi nie ma powrotu". Zakryła twarz dłonią i pobiegła w las. Za dużo emocji nią targało. Nie dała rady i zagłębiła się w gęste krzaki z cichym trzaskiem i głośnym wdechem. Biegła coraz bardziej zagłębiając się w las. Nawet nie zdając sobie sprawy nabrała rozpędu zmieniając się w czarną smugę niewidoczną w ciemnościach tej bezgwiezdnej nocy. Łzy... chciałaby móc się rozpłakać i upuścić wszelkie emocje. Nie mogła. Łzy nie chciały płynąć. Jedyne co mogła zrobić to wydać z siebie niemy wrzask. Zatrzymała się na skraju doliny i stanęła na samej krawędzi. Cały czas w głowie kłębiłby się obrazy wszystkich zabitych osób. Krew, flaki i te zrozpaczone twarze ofiar. Pełne żalu i wyrzutu twarze spoglądające na nią. Zamaskowanego człowieka w czerni z narzędziem zbrodni. Sprawcy całego zamieszania. Nie mogła inaczej, nie mogła się zmienić. Zabijała nie przejmując się tym. - Usiadła na krawędzi skały omiatana zimnymi powiewami wiatru. Była tak gorąca i zdyszana, że zdawał jej się przyjemnym wietrzykiem. - Zabijała bez mrugnięcia okiem i bez głębszego zastanowienia nauczona, że jeżeli ktokolwiek ją zapamięta... Będzie to wyrok śmierci. - Wzdychnęła głęboko i oparła dłonie o zimną skałę. Przed oczami majaczył widok ciemnego, burzowego nieba sprawiającego wrażenie zmęczonego i ociężałego.
- ,, Z tej drogi nie ma powrotu" - Powtórzyła kolejny raz cichym szeptem. To była jedyna tak niepozorna i lekceważona zasada, a zarazem taka straszna prawda. Teraz uświadomiła sobie te wszystkie pewne siebie i gardzące spojrzenia uczniów i ukrywający się w nich cień strachu. ,, Tak to ona - mówiły - postrach północy, najmłodsza zabójczyni w dziejach - szeptały - Klinga... Czy to na pewno ona? Czy to na pewno ty? - Pytały. Bo któż na północy i wschodzie nie słyszał o Klindze - jednej z najlepszych i najmłodsza z płatnych zabójców. Wyszkolona przez tajemniczego mistrza. Niektórzy sądzili, że nawet przez samego Złego.
Nigdy nie zastanawiała się nad tymi wszystkimi rzeczami. Jedyne co pozostawało to wieczne koszmary przeszłości. Na początku były to koszmary o zabitych. Szybko ustały po kolejnych zabójstwach. Kiedyś miała łatwiej. Nikt nie podejrzewał małego dziecka...
- ,, Zawsze będziesz miała chociaż trochę łatwiej dziewczyno! Ponieważ byłaś, jesteś i będziesz kobietą, a my mężczyźni mamy skłonności do lekceważenia was" - Powiadał mistrz kiedy oddała mu kolejne trofeum - zapłatę i list potwierdzający, a jednocześnie umowa zabezpieczająca jej tożsamość.
Pakt spisany krwią i zapieczętowany posoką ofiary. Opuściła głowę, a lekki uśmiech zagościł na jej twarzy.

Kilian siedział oparty na dłoniach i spoglądał w stronę, w którą pobiegła i nadal kołyszące się krzaki. Głowę lekko przechylił w lewą stronę i dołożył gałązek do ogniska. Nie zamierzał jej gonić. Kto jak kto, ale akurat ona poradzi sobie doskonale. Zwłaszcza na terenie bardziej odpowiadającemu jej upodobaniom. Z każdą minutą gardził nią coraz bardziej. Przynajmniej tak próbował sobie wmówić podczas, gdy jego mózg coraz intensywniej próbował ją rozumieć. Nigdy nie widział tak bezwzględnego zabójcy. A jednak... Przy nim zawahała się. Dlaczego? Przypominał jej kogoś bliskiego, czy najzwyczajniej w świecie był jej jeszcze potrzebny? Nie znała szyfrów ani kodów. Jednakże, czy wtedy nie groziłaby mu i nie zmusiła do współpracy? Wątpię by dyrektor zakazał jej się go pozbyć... - Podrapał się w miejsce, gdzie jeszcze niedawno znajdował się plaster zakrywający tatuaż. Była dla niego taka miła i troskliwa, kiedy poprawiała mu lekko szorstkimi palcami plaster. Lubił, kiedy się śmiała niemalże rozświetlając otoczenie...  Normalna dziewczyna... No... Może trochę inteligentniejsza i mądrzejsza niż normalna...Tak mu się przynajmniej wydawało, że normalna... Co jeśli cały czas miała swój plan? Swój własny? Jedyne co go pocieszało to fakt, że jeżeli chciałaby go zabić...
Zrobiłaby to już dawno.
Sprawdził, czy konie są dobrze przywiązane i zastawił kilka pułapek... Tak na wszelki wypadek. Dołożył kilka gałązek do ognia, owinął się w śpiwór i usiłował zasnąć. Na początku klomb myśli nie dawał zmrużyć oka i męczył niczym drzazga wbita w palec. W końcu zmęczenie wzięło górę...


Obudził do cichy szelest i rżenie koni. Zerwał się natychmiast jak oparzony i natychmiast tego pożałował, gdy kujące zimno omiotło jego ciało. Dojrzał jednak coś dziwnego. Rzeczy były spakowane... Jedynie śpiwór pozostał razem z nim przy na nowo rozpalonym ognisku. Zmarszczył brwi i zaklął pod nosem. Kiedy? Jak?
Pułapki. Wszystkie osiem leżało po drugiej stronie ognia. Skrzywił się w grymasie autentycznego zdziwienia. Wtedy ona wyszła zza drzewa w samej mokrej koszuli przyklejonej do ciała i bieliźnie. Cała mokra i parująca. Na chwilę cały żal zniknął, jednak równie szybko powrócił.
- Jeżeli myślisz, że mnie... - Nie dokończył. W ciągu jednej sekundy zniknęła, a w drugiej trzymała go w uchwycie za kark dysząc głośno.
Oczy otworzyły mu się szeroko i czuła drżenie jego ciała. Bał się. Starał się to ukrywać, lecz zbyt często zabijała by nie móc tego zauważyć.
- Boisz się? - Szepnęła mu do ucha, a jej zimne ciało przywarło do niego. Czuł każdy kształt i każdy napinający się mięsień dziewczyny na swoich plecach i szyli. Nie mógł się poruszyć... Nagle całkiem niespodziewanie puściła go i powiedziała:
- Wybacz, lecz z tej drogi nie ma już powrotu. Kiedy raz przekroczysz tą granicę... Już n i g d y , nawet nie wiadomo jakbyś się starał nie uda ci się cofnąć. - Podeszła do niego bliżej. Nie cofnął się.
- Za każdym razem kiedy robisz to znowu... za każdym razem gardzisz sobą jeszcze bardziej. Nienawidzisz siebie i wszystkich, którzy ci to zrobili. - Wysyczała i zbliżyła się jeszcze o krok. Byli tak blisko, że chciał się cofnął. Nie mógł. Stał jak słup soli i słuchał tego zimnego tonu. Słów wdzierających się w mózg niczym lodowa włócznia złożona z liter.
- Jednak w końcu pękasz... Pękasz od tak w środku i wszystko wypływa z ciebie pozostawiając tylko śmierć i pustkę... - Chwyciła jego dłoń w obydwie swoje zimne niczym jej ton i położyła na środku klatki piersiowej, na naszyjniku, z którym nigdy się nie rozstawała. Czuł powolne i spokojne bije jej serca tak bardzo nie pasujące do sytuacji, a on patrzył w te bezdenne puste oczy i czający się w nich ból i żal. Chciałby zrozumieć. Sam też nie był święty. Ale... On wszystko robił świadomie. Myślał. Sam wybrał swoją drogę, i nie wyobrażał sobie, żeby ktokolowiek decydował za niego. Wyznaczył sobie granice, których nie przekracza... A każdego zła dokonał świadomie i był gotowy ponieść za nie winę. Nikt nigdy nic mu nie kazał, nie wymagał. Nie był przyzwyczajony do wykonywania rozkazów. Zawsze myślał sam za siebie... Nie umiałbh poddać suę czyjejś woli, tak jak ona. Co on by zrobił na jej miejscu? Też by się taki stał? Bezwzględny, nie posiadający żadnych skrupułów?
Nagle przytuliła się do niego i wyszeptała:
- Killian ja... nie mogę cie skrzywdzić! - Wtuliła głowę w jego ramię i omiotła ją mokra, czarna zasłona. - Ja... po prostu nie mogę. - Wychlipała. Łzy nareszcie popłynęły z oczu. Napięcie zaczęło spadać i dopiero wtedy uświadomił sobie o panującej wokoło ciszy. Nie objął jej...
Nie rozumiał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz