czwartek, 20 października 2016

Niemagiczni cz.29: Zimna wojna? (Killian)

    Strużka krwi spłynęła po mu po szyi, jakby ostrzegając, co się stanie jeśli nie opuści broni. Dźwięk upadającego na ziemię ostrza rozszedł się cichym echem po pomieszczeniu. Patrzyła z wściekłością na mężczyznę. Szczerzył się szaleńczo, przyciskając nóż do gardła chłopaka. Ciągnąc go za włosy, zmuszał do trzymania głowy w górze. Nie mogła oderwać od niego spojrzenia. Z paskudnego rozcięcia na czole obficie sączyła się krew, zalewając oczy. Jedną powiekę miał zamkniętą, a druga drgała z bólu. Z nosa również sączyła się stróżka krwi i zaciśnięte zęby były całe od niej czerwone. Musiał nią dużo pluć. Chyba oberwał kilka razy w twarz, bo wargi były pęknięte. Co tu się działo, kiedy była nieprzytomna? Ile to trwało? Z jednej strony wiedziała, że Zakon był zdolny do dużo gorszych rzeczy. Że gdyby dalej nic nie powiedział, wydłubaliby mu oczy i odcięli kończyny. Ale i tak nie mogła sobie wybaczyć. Kiedy powiedział jej, że są ścigani, była pewna, że bez problemu da radę ich obronić. Że nie znajdzie się żaden przeciwnik, który im przeszkodzi. Tymczasem dała się pozbawić przytomności i pozwoliła, żeby mu to zrobili. Patrzyła na zupełnie przesiąknięte krwią bandaże na rękach. Było jej tak dużo, że wypływała spomiędzy tkaniny i spływała po palcach na ziemię. Cienkie druty wżynały się głęboko w poparzoną skórę na nadgarstkach. 
      Jej wzrok powędrował z powrotem na śmiejącego się szaleńczo mężczyznę. Przez te kilka sekund w myślach obdarła go ze skóry setki razy. Jej ręce drżały, pałając opętańczą chęcią rozszarpania go na strzępy. Może gdyby spotkała dawnych druhów z Zakonu w innych okolicznościach, sprawy potoczyłyby się inaczej. Może darowałaby im życie. Nigdy nie planowała zemsty. Mimo że tyle razy ją skrzywdzili, upięli na smycz i wykorzystali, nie mogła nie być im wdzięczna za umiejętności, które zdobyła pod ich skrzydłami. Oni chcieli ją zabić za zdradzenie Zakonu i ucieczkę, ale ona nic do nich nie miała. 
     Aż do tej pory. Nie daruje im tego, że go tknęli. Nie daruje im żadnego zadrapania, żadnego stęknięcia, żadnego ciosu w brzuch, czy choćby draśnięcia. Zapłacą najwyższą cenę za skrzywdzenie jedynego człowieka... na którym jej zależało.
     - Zostaw go - powiedziała lodowatym tonem i odsunęła nogą ostrze, jakby chciała udowodnić, że nie zamierza atakować. Uniosła głowę.
     Zaśmiał się głośno i miała wrażenie, że przycisnął nóż mocniej. Popatrzyła na chłopaka. Ku jej zdziwieniu nie był przestraszony. Na twarzy z grymasem bólu mieszał się wyraz zrezygnowania i irytacji.
     - Co się z tobą stało, Riuuk... A może raczej Klingo? - zapytał Obrońca z wyższością. - Przejmujesz się tą trzęsącą ze strachu kupą mięsa? Nie spodziewałem się tego po tobie. Myślałem, że nauczyliśmy cię, jaki stosunek powinnaś mieć do takich jak on. Ale dobrze. Chętnie popatrzę jak błagasz o litość, kiedy będę go zarzynał...
     - Morda! - przerwała mu. Jej oczy błyszczały opętańczą wściekłością. Zabije go, rozniesie w pył, wyssa całą energię, co do kropelki... Nie zostawi ani krzty!
     - Popatrz, jak się trzęsie - przysunął twarz do policzka Killana. Chłopak skrzywił się.
    - Jasne, że się boję - parsknął. - Jakiś stary dziad się do mnie przytula. A potem gada coś o "stosunkach". Jestem tylko niewinnym chłopcem, zboczeńcu.
     Nie mogła powstrzymać uśmieszku wpełzającego na twarz.
     Mężczyzna patrzył na niego, jakby nie rozumiejąc, co właśnie usłyszał. Pociągnął mocniej za włosy. Chłopak syknął cicho.
    - Zabiję cię - powiedział tamten dobitnie. Miał w oczach nie zrozumienie. Powinien się bać! Błagać o litość!
    - A, tak. Ratunku...? - mruknął, przewracając ze znudzeniem oczami. - W ogóle... czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, jak ja się wkopałem w to całe gówno?
     - Zamknij się! - Riuuk rzadko widziała mężczyznę tak wściekłego. Na czole pojawiły się pulsujące żyłki. Nigdy nie słynął z dobrego maskowania emocji i przyjemności z zatracenia się w torturach.
     Uśmiechnęła się. Świetnie. W tym stanie będzie dużo słabszym przeciwnikiem.
     Obrócił się do niej.
     - Masz ze mną walczyć! - ryknął. - Wyzywam cię na pojedynek na zasadach assasynów. Jeśli odmówisz, on za to zapłaci! 
     Kolejna strużka krwi spłynęła po szyli i wsiąknęła w szarą koszulkę.      
     Zacisnęła pięści. 
     - Wyjąłeś mi to z ust - wysyczała.
     Parzyła z ulgą, jak nóż odsuwa się od gardła chłopaka. Potem strażnik odepchnął go na bok niczym worek kartofli, jakby zupełnie przestał się liczyć. Upadł na poranione ręce i zasyczał przeciągle.

Dziewczyna stanęła w pozycji wyjściowej. Ręce uniesione go góry w gardzie, dłonie zaciśnięte w pięści, lewa noga wysunięta do tyłu. Mężczyzna wyciągnął dłoń do przodu i zniknął. Riuuk w ułamku sekundy podniosła z ziemi łańcuch  i wykonała zamach. Obróciła całe ciało, a ostrze pofrunęło w tył. Poleciały iskry, gdy dwa ostrza spotkały się w tym śmiertelnym tańcu dwóch zwaśnionych osób. Momentalnie skontrowała obracając się w powietrzu i atakując z drugiej strony. Ostrze minęło cel. W jednym momencie szarpnęła łańcuch o metalicznym połysku. Złapała ostrze drugą dłonią i napięła parując uderzenie. I tak mistrzyni cienistego ostrza starła się z wielkim mistrzem kastetów stalowego ostrza. Bardzo rzadko dzierżonej broni ze względu na musowy, bliski kontakt.
Uchyliła się w tył, a stalowa pięść zakończona zakrzywionym ostrzem śmignęła nad twarzą. Wykonała salto do tyłu i kopnęła od dołu drugie ostrze mierzone w brzuch. Dotknęła dłońmi ziemi i odbiła się lądując przeszło metr od przeciwnika. Broń w jej dłoni wydłużyła się, a ilość ostrzy zwiększyła do dwóch.
- Chodź do tańca. - Mruknęła rozpętując istną burzę stali wokół siebie. Skoczyli ku sobie, a iskry parowanych ciosów zalewały pomieszczenie. Syknęła, kiedy na jej brzuchu pojawiła się czerwona szrama. Obydwoje bili w zawrotnym tempie, ponieważ Obrońca również jako jeden z nielicznych osiągnął prawie szczyt swych możliwości...
Sparowała kopnięcie z góry sycząc, a z kamiennej posadzki uniósł się kurz. Uśmiechnęła się i owijając łańcuch wokół nogi chwyciła mężczyznę za kostkę i cisnęła na skalną ścianę doprawiając kopniakiem w plecy. Rozległ się chrzęst żeber, jednak przeciwnik nie zważając na to odbił się od ściany i skontrował kopnięciem z obrotu. Było tak szybkie i niespodziewane, że nie zdążyła zablokować. Krzyknęła lądując na drugim końcu sali. W ostatnim momencie uniknęła ostrza, które wydało ponury chrzęst przy kontakcie z podłożem tuż przy bladej szyi. Uśmiechnęła się szalenie łapiąc go za nadgarstek i szarpnęła drugą dłonią zawinięty na jednej z form skalnych łańcuchem. Na plecy mężczyzny o mały włos zwalił się ogromny sopel zakończony ostrym czubem. Wbił się samotnie w sam środek sali, gdzie przed chwilą leżeli.
- Długi ten twój łańcuszek. - Warknął do stojącej na drugim końcu sali dziewczyny. Sekundę później, znów pogrążyli się w wirze walki. Sparował cios z dystansu i skontrował bezpośrednim uderzeniem. Trafił zaledwie pustkę...
Nagle z góry doszedł go cichy chichot. Ostrze cięło z góry kalecząc ucho i odcinając część chrząstki. Mężczyzna nie wzruszony, jakby nie odczuwał żadnego bólu odwrócił się i złapał ostrze, to jednak wyślizgnęło się mokre od posoki.
Biegła wokół niego, a ostrze chciało dosięgnąć z każdej strony. Odbijał i unikał setek uderzeń. W końcu uśmiechnął się pod nosem i wyciągnął lewe przedramię, Złapał ją za włosy. Zaskoczona gwałtownie runęła na plecy. Podniósł ją i złapał za gardło tak szybkim, że aż niedostrzegalnym ruchem. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia uderzył nią o kamienną podłogę. Stęknęła. Ciemność zamgliła obraz, a otępienie umysł. Mężczyzna podniósł ją jeszcze raz i z furią uderzył o ścianę. Siła ciosu roztrzaskała cienką ścianę, a Riuuk poleciała w ciemność uderzając w - sądząc po dźwięku - żwir i wpadła do strumienia. Zimna woda natychmiast ją ocuciła. Zleciała parę metrów w dół. Woda była bardzo płytka, ponieważ ledwo zakrywała kostki.

Killian nic nie mogąc dostrzec stęknął i krzywił się próbując zmotywować do pracy dłonie. Ignorował ból. Poziom adrenaliny podskoczył tak wysoko, że ból nie sprawiał większego kłopotu. Przysunął się do skupiska sopli wystających z ziemi i zaczął trzeć więzy o wbity w jeden z nich mały nóż. Uśmiechnął się pod nosem gdy więzy puściły. Z ulgą przywracając krążenie w dłoniach i palcach. Słyszał krzyki i dźwięk trącej o siebie stali. W takim oto towarzystwie zmierzał ku odmętom jedynego wyjścia - małego tunelu.
- Taa! Ku wolności! - Nie wiedział do kogo był skierowany ten ironiczny ton... Może do tych kilkunastu posiekanych trupów leżących nieruchomo?

- Zdrajczyni. - Krzyknął wściekle, gdy kolejne kilka ran pojawiło się na ramionach i plecach. Tańczyli w śmiertelnym tańcu ciosów i cięć. Ona mokra, od wody, potu oraz zmieszanej krwi. On cały spocony, zakrwawiony z iskrzącymi się wściekłością, piwnymi oczami jak u bestii. Górował nad nią wzrostem. Wysportowany z widocznym każdym mięśniem. Szorstki, kilkudniowy zarost i luźnie ubranie potęgowały efekt jego groźnej i mrocznej aury, a kruczoczarne włosy przyprószone siwizną dodawały powagi.

Nie mogła użyć magii, a ruchy słabły. Coraz częściej nie nadążała blokować ciosów. Życiodajny płyn opuszczał ciało z każdym kolejnym uderzeniem bryzgając na żwir i kamienne ściany.
Złapał ja za gardło przedzierając się przez ścianę ostrzy i łańcucha. Ścisnął mocno i uniósł ją nad ziemię. Musiał wysoko unieść rękę by oderwała stopy od ziemi.
- Godny z ciebie przeciwnik, ale stanowczo masz zbyt mało siły i doświadczenia. - Jego głos zagrzmiał w wysokim i ogromnym pomieszczeniu.
Z zimną furią cisnął nią. Wylądowała z pluskiem w strumieniu.
- Czas to zakończyć! - Podszedł do niej kuśtykając, a rozcięta łydka pluła posoką zostawiając na żwirze krwawy ślad. Światło księżyca dochodzące z okrągłej dziury w sklepieniu oświetlał scenę niczym w jakims teatrze kukiełek. Nadszedł czas decydującej sceny. Jego oczy zabłysły krwawą czerwienią, a ona nie mogła się poruszyć. Dławiła się wodą wpływająca do nosa i wdzierającą się do ust.
- Zapomniałaś moja droga, że zostałem stworzony by pokonywać takich jak ty! - Uklęknął ciężko obok niej i wyciągnął coś zza paska. Strzykawka...
Gdy jaskrawo-zielony płyn został wstrzyknięty w kark poczyła jakby jej krew płonęła... Chiała wrzasnąć, lecz nie dała rady.
- Żegnaj Riuuk Przecierająca Szlaki. - Lodowaty szept dotknął jej ucha i mężczyzna zniknął po wypowiedzianej sentencji.
Mimo tego, iż krępujące zaklęcie zniknęło nie ruszała się. Paraliżujący ból, żywy, trawiący ogień nie pozwalał na to. Umierała i nikt jej nie znajdzie. Killian do sobie radę... Może Amon ją pomści by mogła przejść przez granicę wiecznego kołą życia i śmierci w spokoju?
Zamknęła oczy i usmiechnęła. "Nareszcie koniec. Nareszcie koniec cierpienia i wszelkich przykrości. " Odpłynęła z żalem w sercu, że nie mogła pożegnac się z Amonem. Że Killian nie mógł ją przytulić ten ostatni raz...


    Przesuwał się powoli, opierając na ścianach kolejnych budynków. Nie miał pojęcia, która może być godzina, ale było już ciemno. Mimo to uliczki wciąż były pełne ludzi. Umyślnie przeciskał się zatłoczonymi, głównymi drogami, żeby nie zwracać na siebie uwagi potencjalnych ścigających. Chociaż, wygląda na to, że Riuuk wszystkich wybiła.. Budynki były tutaj niskie, w orientalnym stylu, z małymi okienkami. Festiwal kolorów i świateł trwał najlepsze doskonale tuszując przestępczy charakter tego miasta.
    Wydawało mu się, że mimo ogromnego wysiłku, jaki wkłada w każdy krok w ogóle nie rusza się z miejsca. Ból rozsadzał go niemiłosiernie. Wciąż przecierał z czoła krew zalewającą mu oczy, mimo to po kilku sekundach znowu nic nie widział. Opierał ramieniem o ścianę i przyciskał do brzucha drgające ręce. W tym momencie byłby je skłonny nawet odciąć, byle przestały napieprzać. Popatrzył na prawie centymetrowe wyszarpnięcia w tkance na nadgarstkach i jęknął. Miał wrażenie, że zaraz umrze. 
    Zatrzymał się, zmuszony zwrócić krwią. Skopali go po brzuchu tyle razy, że garbił się, jakby jakoś miało to pomóc. Pokuśtykał dalej. Prawa noga odmawiała posłuszeństwa. Była skręcona chyba w dwóch miejscach, a paraliżujący ból rozchodził się po całym ciele, gdy tylko oparł się na niej. Przed oczami tańczyły mu mroczki.
     Przeklął. Miał ochotę po prostu rzucić się tutaj na ziemię, zamknąć oczy i przestać ruszać. Ból był tak ogromny, że po policzku zaczęły spływać mu łzy. Kompletnie nad tym nie panował. Ludzie mijali go, zupełnie nie zwracając uwagi na jego stan. Taki obrazek był dość częsty na tych ulicach. Inni w podobnej sytuacji leżeli w rogach ulic i przy śmietnikach. Martwi.
     Zatrzymał się przy prowadzących do typowej, mieszczańskiej, piwnicznej speluny schodach. Niechlujny napis na tabliczce obiecywał najlepszy alkohol, kobiety i "załatwienie każdej sprawy". Wiadomo o co chodzi. Niezdarnie zszedł po schodach, jęcząc z bólu. Na dole zatoczył się i upadł. Napieprzające bólem ręce odmawiały posłuszeństwa i gdy próbował się dźwigać, załamywały się, a on uderzał twarzą w bruk. Dopiero po kilku minutach udało mu się podnieść. Skulił się przy drzwiach stękając cicho. 
     Szarpnął za klamkę. Oczywiście zamknięte.
     Uderzył ręką w żeliwne drzwi. Mimo że wkładał w to całą swoją siłę, miał wrażenie jakby jedynie je muskał, a z każdym uderzeniem jego ręka bolała coraz bardziej.
     Po chwili drzwi uchyliły się. Szparka była wąska, szeroka tylko na tyle, żeby zobaczyć, kto się dobija. Po chwili zza drzwi dobiegło go zdziwione westchnienie. Drzwi otworzyły się szerzej.
    - Flynn?
    Stał przed nim średniego wzrostu mężczyzna. Miał umięśnione, wytatuowane ramiona, a twarz była zmasakrowana licznymi bliznami. Długie, tlenione włosy, opadały mu na plecy.
     - Co ty tutaj robisz...? Pierdole, co ci się stało?!
     - Słuchaj, stary - jęknął, plując na ziemię krwią. -  Pamiętasz, że wisisz mi przysługę, nie?


     Obudziła się obolała, a pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy, to dlaczego jeszcze żyje. Druga - gdzie jest Killian? Dopiero potem zaczęły docierać do niej jakiekolwiek informacje. Leżała na twardej kanapie, przykryta granatowym kocem. Jedyne światło w pokoju rzucała duża, niemodna lampa. Ściany dużego pomieszczenia były ciemne, stały pod nimi dziwne, ekstrawaganckie meble. Wszędzie obecny był motyw czaszek. Jak się tu w ogóle znalazła?
    Poruszyła się i zauważyła, że jej rany są opatrzone. Mimo to, każdy centymetr ciała okropnie ją bolał. Czuła, jakby każda żyła paliła ogniem. Zagryzła zęby i podniosła się. Zakręciło się jej lekko w głowie. Nie chciała tu zostawać. Nie wiedziała skąd się tu wzięła i nie zamierzała leżeć bezczynnie i czekać. Poczłapała powoli do drzwi, okrywając się zabranym z kanapy kocem. Otworzyła je. Były dość ciężkie. Kuśtykała na lewą nogę. Dostrzegła, że cała, aż do kolana jest grubo owinięta bandażem.
     Weszła do kolejnego pokoju. Był ogromny, pełen stołów i krzeseł. Dominowały to kolory czerni, fioletu i czerwieni. Po przeciwnej stronie stała duża ława, a za nią bar. Skrzywiła się na widok sceny, na której stały łączące się z sufitem rury. Co ona tu do cholery robi?! Po chwili zobaczyła siedzących w brzegu pomieszczenia mężczyzn. Jednego nie znała, drugim był Killian. Siedział okrakiem na krześle. Miał podwiniętą grzywkę, a stojący na przeciw mężczyzna zakładał mu szwy na ranę. Kiedy wbił igłę w skórę, chłopak skrzywił się.
     - Nie wierć się, cholero - mruknął tamten. Widać było, że nie ma doświadczenia w tym co robi.
     - Pierdolę, wbijasz igłę w mordę, czego ty oczekujesz?!
     - Wdzięczności.
     Podeszła bliżej. Dopiero teraz ją zauważyli.
     - Już się obudziłaś? - zdziwił się nieznajomy.
     Kompletnie nie zwróciła na niego uwagi. Ignorując ból, uklękła przy krześle.
     - Killian? - wbijała w niego przerażone spojrzenie.- Wszystko w porządku? Jak się czujesz?
     Był cały blady, tylko wypieki na policzkach sugerowały lekką gorączkę. Obmyta z krwi, ogromna rana na czole, była w połowie zaszyta. Na policzkach zauważyła zadrapania. Ręce były po łokcie obwinięte świeżym, przyjemnie białym bandażem. Domyśliła się, że rany są poważne, bo opatrunek był naprawdę gruby. Prawa noga spoczywała na drugim krześle, usztywniona w kostce i kolanie. Wciąż miał na sobie brudną od krwi koszulkę. Zobaczyła pod oczami fioletowe cienie. Wbijał w nią nieobecne, zmęczone spojrzenie.
     - Spoko... - powiedział po chwili. - A ty żyjesz? Joker myślał, że jesteś martwa.
    - Joker...?
     Odwróciła się. Mężczyzna przed nią był lekko tęższy, ale umięśniony. Ręce zdobiły liczne tatuaże. Część była z więzień, tak jak te Killiana. Miał długie tlenione włosy, które związał w niedbały kucyk. Jego twarz była przeorana licznymi bliznami, ale poza tym wyglądała dość poczciwie. W dużej ręce ściskał zakrwawioną igłę.
    - Cześć - powiedziała, lekko speszona.
    - Ooo - uśmiechnął się na widok lekkiego rumieńca. - Urocza.
    - Nie radzę -  mruknął Killian, opierając ze zmęczeniem głowę na oparciu krzesła. - Nawet nie zaczynaj. 
    Riuuk zaczerwieniła się jeszcze bardziej. O czym oni mówią?!
    "Joker" zaśmiał się.
     - Dawaj no tu swoją krzywą mordę -  mruknął, podtrzymując głowę Killiana za podbródek i ze skupieniem spróbował wrócić do poprzedniej czynności. - Muszę to skończyć, bo mnie zaraz cholera weźmie.
     Niepewnie wbił igłę w skórę pod raną. Riuuk skuliła się na krześle obok i patrzyła, jak chłopak syczy z bólu, kiedy mężczyzna wyciąga ją z drugiej strony. Czuła się winna temu wszystkiemu. Miała ochotę się rozpłakać. Potarła ręką opatrunki na swoich ranach. Dlaczego do tego wszystkiego doszło? Co myślał sobie dyrektor wysyłając ich tutaj? Bez broni? Bez choćby mikstur leczących? Dotknęła napuchniętego oka i szwów na łuku brwiowym. Krzywych...
     Patrzyła jak na czole pojawiają się kolejne krzywe szwy. Jeszcze kilka dni temu zasypiała wyobrażając sobie z uśmiechem na twarzy jego martwe, zakrwawione ciało. Pragnęła jego śmierci, ba, planowała ją.
     A teraz... była wdzięczna losowi, że on oddycha. Kiedy Obrońca przyciskał mu nóż do gardła poczuła coś dziwnego. Ogromny bunt i żal. Zupełnie jak wtedy, gdy patrzyła jak oprawcy zabijają jej rodzeństwo. Zrozumiała, że nie chce, żeby umierał. Chce go żywego. Chce, żeby nazwał ją "księżniczką", przytulił, zaśmiał się po swojemu...
     Nagle w jej głowie pojawiła się dziwna myśl, taka, o którą nikt by jej nie podejrzewał, a na pewno nie ona sama. 
     "Kocham go".

<Co ty tam mruczysz, księżniczko?>



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz