poniedziałek, 17 października 2016

Niemagiczni: Zimna wojna. cz. 26 (Riuuk)

Siedziała na dziobie szczelnie okryta kurtką. Drugi dzień na jednym statku i małej przestrzeni zn tym debilem. Patrzyła na gnieżdżących się niczym małe, kolorowe robaki pasażerów statku. Zauważyła, że od kilku godzin nie może się na niczym skupić. Rozpraszało ją trajkotanie wytapetowanych nastolatek, syczenie Killiana, kiedy zapominając próbował podeprzeć się na przedramieniu siedząc obok niej. Kulił się lekko za skrzydłem wielkiej figury, patrona żeglugi. Co jakiś czas wstawał i zagadywał to do jakiegoś mężczyzny o pogodzie, to do jakiejś dziewczyny, czy kobiety. Wiedziała, że zbiera informacje, jednak irytowało ją to. Szczególnie kwestia tego, że przez niego zwracano na nią uwagę. Kiedy piąty raz z kolei usłyszała pytanie, czy jest jego dziewczyną lub narzeczoną wstała i odwróciła się. Niespodziewanie zatraciła się w widoku lekko zamglonej rzeki i wodnych kręgów pozostawianych przez stworzenia w niej mieszkające. Wpatrywała się w jeden, martwy punkt z pustką w umyśle. Żadnego stresu, żadnych emocji, tylko błogosławiona pustka i święty spokój... do czasu... 
- Nie zamyślaj się, bo cie okradną. - Stał obok niej. Nawet nie zauważyła, kiedy podszedł, lecz nie dała tego po sobie poznać. 
- Akurat co do tego mogę być spokojna. Najlepszy złodziej w tym królestwie jest moim partnerem. - Mruknęła niezadowolona. Wyczuła szarą i gęstą chmurę pytań unoszącą się nad głową Killiana. Wydęła lekko usta i dmuchnęła w górę odgarniając niesforny kosmyk. Całun czarnych jak smoła włosów zakrywał plecy i połowę pośladków. Część z nich powiewała na wietrze tworząc majestatyczne fale. Niestety grzywka przy każdym, mocniejszym powiewie rozwiewała się na boki psując cały efekt. Westchnęła.
- Z jakiej racji zakłócasz mi mój alternatywny spokój? - Lód spojrzenia, który każdego normalnego człowieka nie dość, że wprawił by w zakłopotanie i odepchnął działał na niego wręcz motywująco. Co za wkurzający typ!
Zmarszczyła brwi i poprawiła rękawy naciągając je na dłonie. 
- Powiedz mi mała, jakim cudem taki zabójca jak ty, który bywał nawet porównywany ze mną nie umie poruszać się po mieście? - Podrapał się po brodzie i stanął opierając się o barierkę plecami. Nie mógł inaczej...
- Zawsze działam w nocy i w większości wypadków to prywatne, zabezpieczone jak sam cholerny skarbiec królewski w Stolicy posiadłości z wielkimi ogrodami i niezgłębionymi labiryntami pokoi i tajnych przejść, o których zwykle nawet właściciele nie mają pojęcia. To powinno ci wystarczyć. - Podrapała się po głowie i wychyliła mocnej za burtę, by dostrzec płynące pod powierzchnią wody stworzenia o mieniących łuskach. 
- Aha... - Skwitował przeczesując włosy dłonią. Nie tak drapieżnie jak zazwyczaj, tylko delikatnie i powoli. Przez chwilę stali w milczeniu. Większość osób uciekała pod pokład smagana wiatrem niczym biczami do zganiania górskich koziorożców. Riuuk zbytnio to nie przeszkadzało... wręcz przeciwnie. Czuła się jak na szczycie Wietrznej Skały - domu Zerefa - ukochanego smoka i chowańca.

Czuła się trochę nieswojo w jego towarzystwie. Nie dość, że dokładnie wyczuwała napięte niczym struny lutni stosunki, to dodatkowo nie mogła pozbyć się wspomnień. Tego jak płakała... Jak przytulała się do niego... Od tamtej chwili czuła się jednocześnie wolna i lżejsza, jak i zakłopotana, niczym pies pierwszy raz w życiu spuszczony z łańcucha. Nie wiedziała co o tym myśleć. Co on o niej myślał? Chyba po raz pierwszy zdała sobie sprawę z tego, że jest wolna. Nie podlega już nikomu. Nie musi wykonywać rozkazów i bać się konsekwencji. 
Nagle ją olśniło! Ta cicha pogoń i niewiarygodna szybkość w zdobywaniu informacji... Czy to możliwe? 
Z zamyślenia wyrwał ją nagły krzyk jednej z dziewczyn. Popatrzyła na nią z naganą, kiedy okazało się, że za burtą znalazł się jej kapelusz. Brzydki kapelusz nie godny uwagi. Blondynka ubrana w czerwoną sukienkę do kostek i czarny płaszcz poczuła spojrzenie czarnowłosej i odwróciła się stykając się z nią spojrzeniem. Natychmiast ucichła i odskoczyła od barierki niczym od syczącego węża. Killian spoglądał na nią pytająco. 
- Słyszałaś co mówiłem? 
- A mówiłeś coś? - Stała, w dalszym ciągu odwrócona do niego tyłem i próbowała kontynuować tok myślenia obrany wcześniej. Na przeszkodzie stanęło kolejne pytanie padające z ust chłopaka niczym kamienny mur wyrastający z ziemi. 
- Mówiłaś, że nie potrafisz posługiwać się magią. Nie ładnie tak kłamać mała. - Czuła, że patrzy na nią. W dalszym ciągu nie czuła potrzeby odwrócenia się. 
- To nie magia. - Zdziwienie było wyczuwalne jak fala elektromagnetyczna wywoływana przez magów. Niby nic nie widać, ale wszystkie metalowe przedmioty dziwnie ciągną cię w przeciwną stronę. - To specjalna umiejętność udowadniająca twoją pełną władzę nad ciałem i umysłem. To jeden z dowodów i warunków ukończenie szkolenia w Świątyni. - Nadal spoglądała niewzruszenie przez siebie. 
- Takim tonem mogłabyś robić za nauczycielkę historii. - Uśmiechnął się złośliwie. - Ale przyznam, że nie spodziewałem się takiej odpowiedzi mała. - Osunął się i usiadł opierając się o drewniane, ciemne i proste słupki podtrzymujące barierkę. 

Nastał mrok, a mgła pogrążyła wszystko dookoła niczym żałobny całun. Przynajmniej według górskiego plemienia. U nich kolor biały symbolizował śmierć, dlatego zimę uznawano, za przygnębiającą porę roku. Nie było to równoznaczne z nienawidzeniem jej, bowiem miała swój niezaprzeczalny urok. Czuła silne pokłady energii pod stopami. Byli to śpiący ludzie w najlepszych kajutach. Jedna dziewczyna wierciła się na łóżku nie mogąc zasnąć. Zamknęła oczy i ujrzała wyraźny kształt ciała złożony z setek lub tysięcy jasnych nitek. Uśmiechając się pod nosem zaczerpnęła ze źródła. Tylko trochę,., Niedaleko po tym dziewczyna usnęła zmęczona niczym suseł w szorstkiej pościeli.

Mrugnęli do siebie porozumiewawczo i bezszelestnie przedostali się na prawą burtę pod osłoną nocy. Omijali skulonych ludzi podróżujących tak samo jak oni - najniższym kosztem - i stanęli przy barierce. Zabrali ze sobą swoje skromne bagaże i przywiązali je porządnie do pleców trokami. Riuuk wzięła cięższe z nich by odciążyć chłopaka i jako pierwsza przeszłą na drugą stronę barierki. Mimo małego odstępu od siebie dziewczyna ginęła częściowo we mgle i ciemnościach. Jedynie blada twarz i ręce zdradzały jej pozycję. Związała włosy rzemieniem i przeplotła kilka razy tworząc coś w rodzaju koka by nie udławić się własnymi włosami. Czuł na sobie jej wzrok. Niczym na komendę bez żadnych słów skoczyli w mroczną otchłań zwaną Zaff. Rano nikt już nie pamiętał o dwóch podróżnych, którzy jeszcze wczoraj siedzieli na dziobie w cieniu skrzydeł...

Woda była niebywale zimna. Riuuk czuła jakby gramoliła się w lodowatej, smolistej cieczy. Nie przepadała za pływaniem od dziecka co przełożyło się na to, iż nie była w tym jakoś nadzwyczajnie dobra. Ledwo dopłynęła do brzegu.

Przemoczony chłopak wyszedł na brzeg i zrzucił z pleców bagaż. Jedyną zaletą lodowatej kąpieli, było to, że ciągły ogień trawiący poparzone tkanki przygasł. Mokre ubranie przywarło niczym druga skóra uwydatniając wszystkie mięśnie i kształty ciała. Obejrzał się za siebie i nie dostrzegł dziewczyny. Po dłuższej chwili zaczął się niepokoić i nerwowo wykręcać zdejmować mokre ubrania, by nie zamarznąć. Temperatura była ujemna, bo lekki szron zostawił po sobie ślad na płaszczu i koszuli. W końcu ku niepisanej uldze zobaczył jak gramoli się niezdarnie z rzeki. Nie miał siły komentować tego i pomógł jej odpiąć plecak. 
- Pływanie nigdy nie było moją mocną stroną. - Oświadczyła oschle jakby to miało wszystko wyjaśniać i usiadła pod drzewem przy brzegu. Zaczęła wyjmować przemoczone rzeczy z plecaków i rozwieszać na gałęziach, a on nazbierał drewna rozpalając ognisko. Uzupełniali się bez zbędnych słów i komentarzy. Nie mieli siły na takie wyczyny. 

Nad ranem jako tako osuszeni i przemarznięci do szpiku kości wędrowali przez las w kierunku iskrzącej się metropolii nigdy nie śpiącego miasta rozpusty i mafii. Xin...
Czerpała energię ze wszystkiego co napotkała. Z małych zwierząt i owadów do oporu zmieniając je w proch rozwiewany przez lekki wiatr. Jej włosy pokryły się szronem niczym przedwczesną siwizną, a palce drętwiały. Killian również wyczerpany powłóczył nogami, jednak w pewnym momencie zauważył, że z każdym krokiem wstępują w niego nowe siły. Popatrzył na dziewczynę. W jej oczach tliła się złota iskra. Mocna i pewna wwiercając się w jego plecy, a tysiące komarów, mysz i nietoperzy zmieniło się w proch. Po kilkunastu krokach znowu się odwrócił. Pełen sił brnął przed siebie po twardym chodniku miasta, którego niedawno przekroczyli pierwszy próg. Iskry zniknęły, a komary kąsały. Cóż... 

Zaczęło świtać, gdy doszli do rozpadającej się kamienicy na obrzeżach slumsów. Dom jak każdy inny w okolicy nie wyróżniał się niczym szczególnym. Mimo półmroku zauważyła zabite deskami okna, odpadające dachówki i pokruszone cegły. Widoku dopełniła przeżarta rdzą rynna i prowizoryczne drzwi.
- Zapraszam w moje skromne progi księżniczko. - Wykonał teatralny gest dopełniający ironii zapraszający ją do środka. Uśmiechnęła się krzywo. Czemu jaj to nie dziwiło? Może dlatego, że nawet ona znała to miasto dość dobrze?

Weszli po rozklekotanych, skrzypiących schodach nie siląc się na bezszelestny krok. Barierka już dawno odpadła, a jej pozostałości gniły zarośnięte mchem.  Chłopak stanął przy drzwiach na pierwszym piętrze. Najbardziej spróchniałych i skrzypiących niemiłosiernie kiedy otworzył je zdejmując przerdzewiałą kłódkę. 
Nawet nie rozejrzała się dokładnie po pokoju tylko siadła na pierwsze z brzegu, dość solidnym krześle i rzuciła plecak w kąt. 
Ich spojrzenia powędrowały ku pojedynczemu łóżku. 
- Prześpij się. Ja nie potrzebuję snu. - Mruknęła ziewając przeciągle.
- Taa, właśnie słyszę. - Również ziewnął głośno. - Ale jak chcesz. - Bezceremonialnie rozebrał się do majtek i zmienił podkoszulek na suchy, wyciągnięty z imitacji szafy. Drugi rzucił dziewczynie i rozłożył się na łóżku.
- Branoc skarbie. - Powiedział i odwrócił się do niej plecami. Nie odpowiedziała, tylko przebrała podkoszulek zdejmując mokre rzeczy rozwiesiła je na pozostałych dwóch krzesłach i osiadła pod ścianą. Zasnęła zdecydowanie za szybko i zdecydowanie zbyt mocno...

<Killi , skarbie? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz