poniedziałek, 24 października 2016

Niemagiczni: Zimna wojna cz.30 (Riuuk)

Chwila, że co? - Wręcz krzyknęła w myślach cudem powstrzymując się od głośnej reakcji na tą niedorzeczną myśl. Jakim cudem taka głupota wpadła jej do głowy? Zakaszlała siarczyście i odplunęła krew do naczynia leżącego na stoliku. Jocker zerkał na nią co jakiś czas swym przenikliwym spojrzeniem.
Nagle wstała i podbiegła do umywalki na drugim końcu pokoju. Pochyliła się i zwymiotowała krwią... Ciemną, gęstą i okropną w smaku cieczą. Czuła na sobie wzrok chłopaków wlepiony w...
- Jocker, jeszcze raz spojrzysz się na mój tyłek, a dostaniesz taki wpierdol, że będziesz błagał o dobicie. - Naprawdę nie była dziś w sosie. 
- Uuu księżniczko! Nie tak ostro dobra? - Zażartował jasnowłosy sycząc pod koniec, gdy igła ponownie wbiła się w ciało. - Nie powinnaś okazać wdzięczności? - Mruknął.
- Za co? Mogłeś łaskawie po mnie nie wracać i dać mi wieczny spokój. Nie prosiłam się o ratunek! - Warknęła i powstrzymywała się od złapania za bok. Czuła się okropnie. Wnętrzności paliły żywym ogniem. Otarła usta rękawem i opierając o ścianę zsunęła na podłogę. Jocker zawiązał ostatni bandaż i wstał zacierając ręce. 
- No, gotowe. - Oschły ton zdradzał nutkę ulgi. - Teraz możesz się położyć i...
- Dziękuje stary, ale ja i księżniczka nie chcemy nadwyrężać twojej gościnności. - Zanim chłopak zdążył zaprotestować Killian podniósł się i dał Riuuk znak ręką by szła za nim. Z trudem podniosła się i oparła o ścianę. Jocker widząc to podał jej rękę. Odrzuciła ją i spojrzała na Killiana z wyrzutem. Biedak podpierał się na kulach. Pożółkłych ze starości i mocno wysłużonych, ale lepsze to niż nic. Pożegnali się szybko i ruszyli pod osłoną nocy. Raczej Killian. Ona tylko szła za nim i asekurowała na wszelki wypadek... 
- Zgaduję, że idziemy do kolejnej twojej kryjówki. - Stwierdziła tonem lekko mimo wszystko pytającym i podziękowała w duchu za brak bagaży. Dzięki temu mogła ukrywać to, iż ledwo szła, a bok piekł niemiłosiernie. Była szczęśliwa, że szli nocą. Czuła się bezpieczniej i nie przyciągali ciekawskich spojrzeń gapiów. Kto by nie zwrócił uwagi na prawie całego owiniętego bandażami chłopaka i mocno pobitą dziewczynę ze zszytym krzywo łukiem brwiowym - lekko napuchłym i sinym w dodatku - oraz owiniętą grubą warstwą tkaniny łydką. Kuśtykała sycząc co jakiś czas. Miała na sobie podarte, przesiąknięte krwią ubrania i rozciętą częściowo bluzkę. Opatuliła się jedyną zdatną do dalszego użytkowania rzeczą, czyli długim, czarnym płaszczem i zmuszała się do kolejnych kroków. Budynek znajdował się niedaleko. Zniszczona kamienica podobna do poprzedniej i do wszystkich w brudnej i zniszczonej okolicy, pełnej żebraków i głodnych, umierających dzieci. Otrząsnęła się z tego okropnego uczucia, które pojawiło się, gdy odruchowo badała położenie wszystkich istot dookoła. Killian był prawie tak słaby jak ona.
- To tutaj - był tak wyczerpany, że nawet nie pokusił się o najdrobniejszą ironię - zapraszam w moje skromne progi. 
- Aha. - Nawet nie zdawała sobie sprawy z wyrwania się z ust tego krótkiego westchnięcia. 
Kryjówka znajdowała się na parterze - na szczęście - i chociaż w bramie śmierdziało wymiocinami i moczem za rozklekotanymi drzwiami było całkiem przyjemnie. Jedno duże łóżko, spore, zabite w połowie deskami okno i rozpadająca się szafa. W drugim pokoju zydel, stabilny stół i dwa zużyte mocno fotele o potarganej tapicerce. 
- No, no luksusy!- Zdobyła się na ten mały żarcik. Poczuła się doceniona, gdy Killi prychnął cicho.
- Co nie? Normalnie to jedna z moich ulubionych baz. - Uśmiechnął się wykładając na łóżku. Widziała, że z ulgą wykłada nogę na poduszkę, którą mu podłożyła i zatapia się w kocu. Westchnęła myśląc o swoim obolałym ciele i siadła na łóżku. Sen zmagał jej powieki, a gdy odruchowo zapragnęła zaczerpnąć energii ponownie zobaczyła te blade i niewyraźnie skupiska ledwo tlących się płomyków świec po kątach, lub na łóżkach. Dzieci, starcy i dorośli w sile wieku. Wszyscy słabo i nerwowo wiedli swą marną egzystencję. Zasłoniła dłonią twarz chcąc opanować rozczarowanie mruknęła:
- Co teraz? Nie wieżę, że nie jesteś przygotowany. - Zagadnęła z nutą ciekawości, pewnym siebie głosem.
- W szafie po prawej stronie dolnej szuflady jest podwójne dno. - Zasłonił głowę poduszką i przesunął się do niej lekko. - Jest tam apteczka. Podaj mi maść przeciwbólową bo noga mi chyba zaraz urwie się przy samej dupie. - Jęknął. Bez słowa wstała i odgarnęła włosy z obolałej piersi. Cała była cholernie obolała i pobita. Podeszła do szafy i otworzyła skrzydło protestujące głośnym skrzypnięciem. Schyliła się do szuflady. Jęknęła musząc pochylić się w dół i pociągnęła za oporną gałkę. Znalazła czysty komplet ubrań i rzuciła go za siebie na łóżko. 
- Dzięki...
- To nie dla ciebie skaaaarbie - syknęła z irytacją - to dla mnie. Ktoś musi iść po coś do jedzenie, a nie wyglądam najlepiej. Domyślam się, że nie masz nic innego, więc wiesz... - Drewniane dno uniosło się cicho, gdy nacisnęła małą dźwignię w głębi szuflady. Był tam cały zestaw podstawowych opatrunków, maści i proszków. Rzuciła mu maść, a sama bez pytania zabrała proszek na ból głowy, ponieważ czuła wręcz, jak jej czaszka eksploduje na kawałki. Próbowała wstać, lecz zasłabła niespodziewanie. Runęła na kolana, a z ust pociekła krwawa ciecz w towarzystwie tak bardzo charakterystycznego dźwięku dla wymiotującej osoby. Killian szybko spojrzał w jej stronę lekko unosząc się z poduszki. Jego szaroniebieskie oczy patrzyły badawczo, a źrenice rozszerzyły się. 
- Ty chyba sobie żartujesz! - Prawie krzyknął. Usłyszała  cichy syk kiedy najwyraźniej chciał wstać i pomóc jej wstać, lecz noga wyraźnie dała o sobie znać. 
- Daj spokój, nic mi nie jest. 
- Taaa jasne mała. To tylko trochę cholernej krwi! Nic kurwa wielkiego! Takie tam! 
Nie skomentowała tylko stęknęła i podniosła się powoli. Opierając po drodze o ścianę i łóżko usiadła z ulgą.
- Posuń się muszę... 
Bez słowa protestu posunął się ku oknu. Położyła się obok niego. Wcześniej zrzucając na podłogę płaszcz i podartą bluzkę. Ściągnęła sztywne od zaschniętej krwi spodnie i ciężkie buty mokre w środku. Killian patrzył z niemym zdziwieniem jak w samej bieliźnie i metrach bandaży opatula się grubym kocem. Zasnęła tak szybko, że nawet nie zdążył skomentować...


Wstała około południa następnego dnia. Zanim otworzyła zaspane oczy dotknęło ją niewyobrażalne pragnienie. Przytuliła się do oplatającego ją ramienia i westchnęła...
Ramienia?! Cudem nie odskoczyła, gdy uświadomiła dobie, że chłopak podczas snu objął ją za talię i spał dysząc jej cicho do ucha. Momentalnie cała twarz stanęła w płomiennym rumieńcu. Chwyciła delikatnie jego dłoń i wstała wydostając się z tego zdradzieckiego uścisku. Nie zważając na ból błyskawicznie przyodziała się i zrobiło jej się żal półodkrytego chłopaka. Szukał jej dłonią mrucząc coś pod nosem. Ahhh... Jaki on słodki! Spojrzała na odkryty, umięśniony tors i delikatną twarz. Zarumieniła się jeszcze bardziej i okryła go kocem.... Chwila! Uderzyła się otwartą dłonią w czoło, czego od razu pożałowała. Odskoczyła od łóżka jak poparzona! 
Zauważyła przez drzwi... a raczej ich brak, że w drugim pokoju na stole leżała kartka i pieniądze. Zaciekawiona podeszła i zdziwiła się. 
" Tu masz kasę, którą udało mi się schować. Kup coś do jedzenia i jakieś ubrania, powinno starczyć, skarbie."
Na twarz wpełzł grymas wściekłości, który po chwili konsternacji ustąpił zrozumieniu. Przecież ten idiota nie mógł chodzić! Najgorsze było to, że to tylko i wyłącznie jej wina...
Wyszła zostawiając go w mieszkaniu. Ubrana w ciemnobrązowe, luźne spodnie i za dużą, białą koszulę z brązowym kapeluszem i włosami spiętymi do tyłu wyglądała nad wyraz męsko. Szła powoli przez zatłoczone uliczki łapiąc za ręce kilku małych złodziejaszków i pogroziła im z uśmiechem. Do pierwszego, lepszego targu było dość blisko. Znajdował się na placu między uliczkami. Kupiła szybko to co najbardziej potrzebne m. in. koszule, spodnie, bieliznę, jedzenie i mleko. Większość sprzedawców brało ją za mężczyznę, co było tak irytujące, że aż zabawne. W sumie nie miała nic przeciwko. Starała się skrywać twarz pod kapeluszem. Włosy wyglądały na krótsze, ponieważ schowała je pod koszulę. Wyglądała trochę jak Killian w wersji z czarnymi włosami i trochę drobniejszej budowy. Nawet jedna dziewczyna wyraźnie zainteresowana mrugnęła do niej znacząco. W drodze powrotnej stojące roznegliżowane kurtyzany najniższej klasy zachęcały ją do swoich usług.
- Hej, przystojniaku, może masz ochotę na chwilę rozkoszy w...
- Wybacz o pani, ale nie mam ochoty na towarzystwo tak niskiego progu. - Powiedziała ochrypłym głosem przez spuchnięte gardło naśladując Amona. Myślała, że wybuchnie śmiechem, gdy ujrzała minę ubranej w podartą, jaskrawo - czerwoną sukienkę dziewczyny o płomiennie rudych włosach. Młodsza od niej jak na oko...
Już prawie dotarła, jednak zakupy okropnie ciążyły jej na plecach. Stanęła w ciemnym zaułku i zwymiotowała krwią. Znowu. Trucizna cały czas uszkadzał wnętrzności i rozprzestrzeniała się po organizmie. Musi czym prędzej udać się po lekarstwo do Miasta Wróżek lub Żelaznego Miasta. Tylko jak? Umiera. Czuła jak powoli umiera i tylko energia, którą pobiera jako tako hamuje rozwój śmiertelnego rozkładu wewnętrznego. 
Podniosła się z głośnym sapnięciem i ruszyła do kryjówki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz