poniedziałek, 3 października 2016

Niemagiczni cz. 14 (Riuuk)

Jak cudownie spało się bez jakichkolwiek koszmarów. Jedyne co cie otacza to błoga, cicha ciemność. Sen daje nowe siły i eliminuje wszelkie zmęczenie oraz zmartwienia. Trwasz w tej dziwnej formie egzystencji z czystym umysłem nie myśląc zupełnie o niczym. Nie zastanawiasz się nad niczym i nie próbujesz opanować nerwów przy idiotach, których nie brakowało. Z resztą na jednego z nich była skazana.
Drżała z zimna, a jej czoło było rozpalone. Charczała przez głęboki sen oddychając płytko. Killian podszedł do niej kładąc dłoń na czole odsuwając grzywkę. Mimo ciemności domyślił się, że jej twarz płonie czerwienią. Czoło było gorące... A zapowiadało się tak dobrze...
- Ahhh same z tobą kłopoty mała... - Mruknął do siebie pod nosem kiwając głową na boki. - I co ja mam z tobą zrobić? - Wywrócił oczami, lecz zaraz potem uśmiechnął się pod nosem. - Zabijesz mnie za to...

Obudziła się przez chłód ogarniający jej głowę i gorąco oplatające tors. Odchrząknęła duszącą ją wydzielinę i chciała odpluć do szklanki stojącej na półce, lecz ku jej zdziwieniu nie mogła się podnieść. Po chwili otworzyła zaspane oczy, jednak nie zobaczyła zbyt wiele, ponieważ coś zasłaniało jej widok. Sięgnęła prawą ręką do czoła i ściągnęła pakunek z prawie całkowicie roztopionym lodem. Ogarnęło ją niebywałe zdziwienie. Rzuciła woreczek na ziemię i odgarnęła kołdry... Kołdry?! Ku jeszcze większemu zdziwieniu dostrzegła, że jest ubrana w długie spodnie i owinięta w skórzaną bluzę koloru najciemniejszej czerni. Z resztą tak jak spodnie. Męskie spodnie i męska koszula.
- Co tu się stało? - Pytanie retoryczne rozbrzmiało po pokoju, a Kilian przebudził się odwracają ku niej. Leżał na łóżku bez kołdry. Odkryty z gołym torsem i szortach. Mięśnie rąk napięły się, gdy uniósł się lekko.
- Jak się czujesz księżniczko? - Spytał jakby nigdy nic.
- A co ty nagle taki troskliwy? - Głos dziewczyny brzmiał zabawnie przez zatkany nos. - Prawie normalnie oprócz kataru. - Mruknęła odpluwając flegmę z gardła do małej szklanki na stoliku obok. - Wytłumaczysz mi co to jest? - Warknęła wstając i pokazując wyraźnie na swe odzienie.
- Troszku się rozchorowałaś. - Mruknął i uśmiechnął. Taaak to był ten irytujący, wkurzający uśmiech typowego Killiana. Rozbawionego, w dobrym nastroju.
- Cała dygotałaś i wierciłaś się na łóżku więc zapobiegłem klęsce naszej podróży w niespełna połowie drogi. - Roześmiał się i usiadł na łóżku. Prycza była niestandardowo wysoka, jednak za niska dla jego długich nóg.
- Kim ty jesteś i co zrobiłeś z Killianem? - Patrzyła z niedowierzaniem. - Chwila... Ty zboczeńcu! - Wzięła poduszkę i rzuciła w niego. Uchylił się śmiejąc na cały głos. Miał zaskakująco białe zęby.
- Nic nowego nie odkryłem. A dużo do oglądania i tak nie ma! - Spojrzał znacząco na mały biust. Zaczerwieniła się i skoczyła na niego zamachując się poduszką. Błyskawicznie złapał ją za ramię unikając ciosu i wyłożył na łóżku. Splotła nogi na jego torsie i szarpnęła szybko i gwałtownie. Nie utrzymał równowagi i to teraz ona była górą. Nie na długo. Złapał ją w talii i podniósł. Sam uniósł się i mocno docisnął ją do materaca. Zablokował ją tak, że nie mogła kiwnąć palcem. Poszło mu zaskakująco szybko. Riuuk nie mogąc uwierzyć leżała naburmuszona i czerwona jak malwa.
- Puść mnie! - Dosadny ton rozbawił go jeszcze bardziej.
- Nieeeee. - Pochylił się nad nią skracając niebezpiecznie dystans.
- Puść! - Odwróciła spojrzenie.
- Nie bo to zbyt zabawne. - Zaśmiał się i parsknął. Po krótkim czasie jednak wypuścił ją. Kiedy wstała klepnął ją mocno w tyłek. Może z przodu miała braki, jednak tył wyraźnie nadrabiał. Momentalnie pisnęła komicznie i trzasnęła do w twarz pięścią. No cóż... nie była typową kobietą, to trzeba była jej przyznać.
- Ałuu. - Teatralnie i komicznie udawanie upadł na poduszkę i udawał skomlenie. W rzeczywistości naprawdę trochę go to dotknęło. Nie spodziewał się, aż takiej szybkości i gniewu i tym ciosie,
- Pakuj się! Ale już! - Krzyknęła chyba po raz pierwszy cała aż bordowa ze złości i zakłopotania. Uśmiechnął się drapieżnie.
- Dobrze prze pani! - Zasalutował jej i zaczął pakować swoje rzeczy, a Riuuk tak bardzo nie chciała rozstawać się w ciepłą bluzą...
Wczesnym rankiem wyjechali z gospody w gęstą mgłę. Przy okazji zapakowali trochę świeżego jedzenia. Killian po bajerował kucharkę w średnim wieku dzięki czemu dostał pozostałości pieczeni ze wczorajszego dnia. Ruszyli w mglisty poranek zostawiając za sobą opustoszałą karczmę i zaspanych stajennych,

Jechali kłusem ponieważ mgła znacznie utrudniała widoczność, jednak ku ich uldze zaczęła coraz bardziej ustępować miejsca powstałemu słońcu zwiastując dość ciepły i przyjemny dzień. Po około dwóch godzinach skręcili na mniej uczęszczany i węższy trakt wiodący przez las. Od razu obydwojgu poprawił się humor. Dzień minął w błogiej ciszy i złośliwościach po porannym starciu.
- Wiesz, mała to, że z przodu ci brakuje nie znaczy, że od razu nie masz fajnego tyłka. - Zaśmiał się rubasznie. - Muszę ta kiedyś powtórzyć! - Uniknął kolejnego ciosu w szczękę i zaśmiał się jeszcze głośniej!
- Ciekawe czy ty masz się w ogóle czym pochwalić, bo jak do tej pory nie zauważyłam nic szczególnego, oprócz głupoty. - Uśmiechnęła się niewinnie.
- Nawet w najbardziej niepozornej jaskini może czaić się wielki wąż. - Zacytował, a ona natychmiast się odwróciła i zaśmiała. Killian odruchowo podrapał się po kroczu.
- Nie dość, że zboczeniec to jeszcze jaki ohydny. - Pokazała mu język i stanęła w strzemionach zrywając jabłko nad głowy. Rzuciła mu czerwony owoc.
- Co ty nie jesz? - Zdziwił się. Ale tak autentycznie.
- Wiesz co? Odechciało mi się. - Mruknęła i wyprzedziła go omijając konar zwalony na trakt, a on odruchowo popatrzył się na ten soczysty tyłeczek. Nie mógł zaprzeczyć, że był ponad przeciętną.

Nie wiadomo kiedy słońce zaczęło powoli zachodzić, lecz oni nadal jechali. Riuuk stała w strzemionach ku uciesze Killiana, który puścił ją przodem, ponieważ siodło niemiłosiernie dało o sobie znać jej pośladkom. Koń prychnął niezadowolony, kiedy musiał zatrzymać się gwałtownie gdy jakiś człowiek stanął im na drodze. Dziewczyna odruchowo sięgnęła po broń, której nie znalazła. Jeszcze bardziej zaniepokoił ją fakt, że człowiek ten rosłej postury, dzierżył siekierę.
- Stać! - Krzyknął typowo męskim basem, a broda poruszyła się niczym płaszcz dla podbródka. Brakowało jeszcze dźwięku trzepotania na wietrze. - Chłopaki! Mamy gości! - Bas zagrzmiał ponownie tym razem z dodatkową nutą groźby. W tym samym momencie zza drzew wyskoczyli bandyci uzbrojeni w maczety, miecze i siekiery. Jeden z nich miał nawet długi miecz. Na oko było ich około sześciu. Killian wiedział, że jeszcze kilku ukrywa się po krzakach. Zanim zdążył powiedzieć cokolwiek ku jego głowie pomknął mały toporek. Blada dłoń złapała go tuż przed twarzą, a brudne ostrze musnęło jego włosy. Stała na palcach lewej nogi na hornie z niebywałą gracją i szybkością. Nigdy nie widział tak kamiennego i zimnego oblicza. Oczy wręcz emanowały chłodem i zamrażały spojrzeniem. Podniosła drugą nogę do góry i błyskawicznie wykonała obrót ciskając toporkiem z powrotem. Właściciel upadł głucho na ściółkę lasu. Reszta natychmiast ruszyła ku nim z wrzaskiem pragnąc krwawej zemsty.
Pochyliła się nad nim i chwytając go za ramiona szepnęła do ucha:
- Nie ruszaj się i uspokój konie. - Zimny ton zaskoczył go. Postanowił zostać z tyłu i obserwować co zrobi. Chwycił lejce drugiego konia i patrzył. Patrzył coraz bardziej zaniepokojony, z coraz większą pogardą i obrzydzeniem jak zeskakuje z hornu robiąc salto w tył ląduje na ramionach jednego z większych bandziorów i zaciskając mu nogi na szczęce okręca się łamiąc kark ląduje gładko na ziemi. Jak czarna smuga omija broń tak szybko i zgrabnie, że tamci wydawali sie spowolnieni w czasie, niezgrabni i toporni. Patrzył jak kolejne ciała opadają bezwładnie z zakrwawionymi głowami lub skręconymi karkami. Jeden z nich musnął jej nogę mieczem. Ona złapała go za rękę i wywinęła do tyłu obracając mężczyznę w śmiertelnym tańcu kopnęła go z impetem w twarz miażdżąc nos i łamiąc kość czołową z głuchym chrupnięciem. Zanim zdążył upaść i pogrążyć się w wiecznym spoczynku drugi obok niego również zbierał się do podróży przez wieczne koło życia i śmierci. Nim zszedł z siodła wszyscy łącznie z ukrywającymi się w krzakach mężczyznami nie żyli lub konali. Killian przywiązał konie do pobliskiego drzewa i zaczął przeszukiwać trupy. W głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Nigdy nie widział kogoś zabijającego tak szybko z tak lodowatą krwią. Po raz pierwszy od bardzo dawna nie skomentował jej poczynań. Okazała się groźniejsza i bardziej bezwzględna niż mogłoby się wydawać.
- Serio? Przeszukujesz nawet zwłoki? - Mruknęła pod nosem.
- Wiesz co? W tym momencie to ja powinienem być kurwa zniesmaczony. I wiedz, że jestem i to cholernie.- Przeczysz wszelkim moim złodziejskim zasadom.
- To ty masz jakieś zasady? - Zadrwiła patrząc jak odwiązuje sakiewkę od pasa bandziora z siekierą miedzy oczami. Podeszła do koni i pogłaskała kasztanka po szyi. Otworzyła jedną z juk szukając świeżych marchewek by uspokoić zwierzęta.

Ruszyli dalej przez las. Za każdym razem, gdy próbowała podjąć jakikolwiek temat towarzysz nie odpowiadał w ogóle lub ucinał rozmowę. Jedyne co czuła to jego uważny wzrok na sobie. Jechali pozostawiając za sobą zwłoki i pozostałości kończącego się dnia.

< Killi no co ty?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz