wtorek, 11 października 2016

Niemagiczni cz.19 (Killian)

     Dziewczyna trzęsła się od gorączki i płaczu w jego ramionach. Nie do końca widział, co ma zrobić. Nie umiał... pocieszać ludzi. Niepewnie gładził ją po włosach, delikatnie, jakby bał się, że to może tylko zaszkodzić. 
     - To tylko zły sen - powiedział po raz setny, chociaż nie miał pojęcia, dlaczego obudziła się z krzykiem.
    Jej paznokcie zacisnęły się mocniej na jego skórze, pozostawiając po sobie czerwone, pieczące szramy. Nie zauważył jednak bólu, tylko ucieszył, że wróciło jej na tyle sił. 
     Zaczynała się powoli uspakajać. Opuściła ręce, a paniczny płacz zamienił się w cichy szloch. Mruczała coś, majacząc cicho i co jakiś czas powtarzając jego imię. Mocniej wtuliła twarz w jego ramię, tak, że czuł ciepło bijące od jej twarzy. Po raz kolejny poprawił zsuwającą się z jej pleców kołdrę, jakby to był jedyny gest, który w tej chwili przychodził mu do głowy. 
     Minęło kilkanaście minut zanim płacz ustał całkowicie. Delikatnie odsunęła się od niego, ocierając dłonią mokre policzki. Wciąż była czerwona na twarzy, jej oczy błyszczały gorączką, a ciało trzęsło się, mimo ciepłego swetra i grubej kołdry. Sen wcale jej nie pomógł, a wręcz wymęczył jeszcze bardziej. 
    - Połóż się - powiedział, poprawiając jej mokrą od potu poduszkę.
    Ujął ją za ramiona i powoli pomógł ułoży się z powrotem, po czym dokładnie przykrył kołdrą po samą szyję. Sięgnął na stoliczek i podał jej leczniczy wywar i jakieś antybiotyki, które leżały tutaj do tej pory. Pozwalając jej oprzeć się na ramieniu pomógł jej napić się wody ze szklanki. Wychłeptała ją łapczywie, prawie przy tym rozlewając.
     - Prześpij się - powiedział, odkładając szklankę na szafkę.
    Zadrżała pod kołdrą i pokręciła głową.
    - Nie chcę - pisnęła cicho.
    - To ci pomoże - opadł ciężko na krzesło i pomasował się po skroniach. Miał wrażenie, że łeb zaraz pęknie mu z bólu.
     Popatrzyła na niego. Włosy były rozczochrane i sterczały we wszystkie możliwe strony. Szczęka, jak zwykle w podobnych momentach, wojowniczo wysunięta do przodu, a czoło zmarszczone. Mrugał nieustanie, jakby próbował odpędzić od siebie zmęczenie i opanować coraz cięższe powieki. Wydawało jej się, że pod oczami pojawiły się lekkie cienie. Na policzkach wciąż miał rozmazane ślady zaschłego błota. Zresztą, cały był ubłocony... Mięśnie miał spięte i oddychał ciężko. Jak długo mogli tu być? Ile przespała? On musiał... cały czas przy niej siedzieć.
    Poczuła na czole coś zimnego i wilgotnego. Położył jej kolejny okład.
    - Prześpij się - powtórzył tym samym tonem.
    Nie chciała. Nie mogła... Nie musiała nawet zamykać oczu, żeby widzieć te kreatury. A jeśli zamknie, staną się jeszcze bardziej rzeczywiste.
     Wyciągnęła dłoń spod kołdry i, najsilniej jak była w stanie, zacisnęła ją na rogu jego koszuli.
     - Nie idź - wyszeptała cicho. - Nie idź... Killian... proszę...
     - Nigdzie nie idę - opadł na ziemię i  oparł się na brzegu łóżka. - Siedzę tutaj, tak?
     - Nie idź - mruczała i walczyła z opadającymi powiekami. - Nie... idź...
     Poczuła na zimnej dłoni dotyk jego szorstkiej skóry. Trzymał ją mocno za rękę.
     Oparł głowę na łóżku i przymknął oczy. Był cholernie zmęczony.
     - Siedzę tutaj - powiedział znowu. - Śpij. Nigdzie nie idę.
     Zacisnęła dłoń, jakby chcąc się upewnić, że jej nie puści i zamknęła oczy, zanurzając się w koszmarze.


    Obudziła się kilka godzin później. Na dworze było ciemno, najwyraźniej był środek nocy. Było jej zimno, mokre włosy lepiły się do twarzy, a głowa bolała niemiłosiernie. Wciąż trzęsła się lekko, ale lekarstwa zaczęły już działać, bo gorączka spadła jej na tyle, że była wreszcie przytomna i mogła pozbierać myśli. Dopiero po chwili leżenia w ciemności i oswajania się z samą sobą, poczuła na ręce lekki ciężar. Poruszyła nią lekko i zrozumiała, że zaciska się na niej czyjaś silna, zimna dłoń.
     Obróciła powoli pękającą z bólu głowę. Killian wciąż siedział na ziemi przy łóżku. Głowa opadła bezwładnie na brzeg materaca. Nie widziała przez to jego twarzy. Jego ramiona unosiły się w rytm ciężkich oddechów. Spał. Ale jego ręka wciąż zaciskała się na jej dłoni.
      Poczuła się niezręcznie, a na wspomnienie minionego dnia purpurowy rumieniec zalał jej twarz. Przez tą gorączkę zachowywała się jak debilka! Przypomniała sobie co mówiła, jak płakała i jak wzywała pomocy przez łzy... Zacisnęła zęby. Co się z nią działo?! Kiedy stała się taka... słaba? Jak mogła pozwolić, by choroba tak ją sparaliżowała i odsłoniła jej wszystkie słabe punkty? Jej mistrz zawsze ją przed tym przestrzegał...
     Po chwili wahania wyswobodziła dłoń z jego uścisku i cofnęła do siebie. Ręka chłopaka bezwładnie opadła na prześcieradło. Poruszył się niespokojnie. Patrzyła jak mruczy coś przez sen i kręci głową. Pogładziła wciąż ciepłą dłoń palcami drugiej ręki. Jak mogła tak się przed nim odsłonić? Był za blisko. Zdecydowanie za blisko. Był w tej sferze, do której nigdy nikogo nie dopuszczała. Był w jej głowie i myślach... Pragnęła jego uścisku, a kiedy ją przytulał, czuła, że nic jej nie grozi.
    Tak... nie powinno być. Ona nie jest TAKA. Chodzi swoimi ścieżkami. Sama. I sama radzi sobie z problemami. Nikogo nie potrzebuje. A na pewno nie jego...
     "Zabiłabyś mnie?"
    Dlaczego o to zapytał? Debil! Za kogo on się uważa?! "Zabiłabym" powtarzała sobie w myślach, wbijając paznokcie w dłoń, którą przed chwilą trzymał. "Nie ma na tym świecie osoby, której nie byłabym gotowa zabić. Nie ma nikogo!". Wbrew instynktowi, wzrok powędrował z powrotem na wyciągniętą obok, zimną dłoń. Siedział przy niej cały dzień, a potem aż do tej pory. Przecież nie musiał. Pewnie nawet nie chciał...
     Obróciła się w drugą stronę, a w jej głowie odbiła się echem myśl, którą cały czas próbowała stłamsić. Którą wypowiedziała na głos w chwili, jak się jej wydawało, słabości.
    "Nigdy bym cię nie skrzywdziła".

     Obudziło go lekkie szturchanie w ramię. Podniósł ciężką jak ołów głowę i zamrugał nieprzytomnie oczami.
     - Co jest...?
     Potrzebował chwili, by przypomnieć sobie, gdzie jest i co się w ogóle stało.
     Kucała obok niego ruda dziewczyna. Jej delikatna dłoń wciąż opierała mu się na ramieniu.
     - Wstawaj - wyszeptała. - Nie chciałam cię budzić, ale twojej partnerce wreszcie się polepszyło.  Patrz, śpi jak suseł.
    Podniósł wzrok. Riuuk leżała owinięta w kołdrę i pochrapywała cicho. Miała lekko otwarte usta, gdyż nie mogła oddychać przez zatkany nos. Na policzkach zostały już tylko delikatne rumieńce.
    - Chyba skończyły się już koszmary, prawda? I gorączka też nieco spadła, sprawdzałam - uśmiechnęła się.
     - Świetnie - zauważyła, że wpatruje się w swoją, leżącą na materacu, pustą dłoń. 
     Po chwili cofnął ją do siebie i zacisnął w pięść.
     - Wielkie dzięki za troskę - dodał, podnosząc się ciężko.
     Pomasował obolałą ze zmęczenia głowę.
     - Podziękujesz, jak skończę też z tobą - uśmiechnęła się, opierając ręce na biodrach.
     - Eee...? - stęknął niemrawo.
     - Przyda ci się trochę odpoczynku, nie sądzisz? Popatrz na siebie. Wyglądasz jak siedem nieszczęść. 
     Zaśmiała się cicho, gdy spojrzał na nią z powątpiewaniem i dopiero po chwili spuścił wzrok na swoje ubłocone ubranie i trzęsące się ręce, jakby dopiero teraz zauważył, w jakim jest stanie.
     - Może... - mruknął.
     - Nie "może", tylko schodź na dół na śniadanie. Nie jadłeś nic odkąd tu przyjechałeś.
     Dopiero, gdy to powiedziała poczuł ssanie w żołądku. Miała rację. Nie jadł nic od tego wieczoru przy ognisku.
     - Potem weźmiesz prysznic i trochę się prześpisz - rzuciła, wychodząc z pokoju.
     Obejrzał się jeszcze raz na śpiącą Riuuk i wzruszył ramionami.
     Po chwili wahania wyszedł z pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz